Opolskie Pałace
- Opolskie zamki, pałace, dworki – na weekend
- Brzeg – „śląski Wawel”
- Chrzelice: rycerska twierdza
- Dąbrówka Górna: pola golfowe nad Odrą?
- Dobra w rękach Franciszka Jopka
- Frączków: idyllicznie, po włosku
- W siedzibie Oppersdorffów - Głogówek
- Gołkowice, Biskupice, Proślice – agroturystyka w pałacach
- Pałac z dzikiem w herbie - Izbicko
- Cud w Kamieniu Śląskim
- Karczów czeka na dobre ręce
- Karłowice: zamek nad Stobrawą
- Kopice: tego pałacu już nie ma
- Moszna - Śląski Disneyland
- Namysłów: zamek w browarze
- O panach na Niemodlinie
- W twierdzy biskupów - Otmuchów
- Rogów Opolski – zamek w rogu Odry
- Siestrzechowice: pałac na świętym źródle
- Zamek, którego nie ma - Sławięcice
- Tułowice: pałac dla ludzi lasu
- Zakrzów – Art Cup, czyli ujeżdżenie z gwiazdami
- Żyrowa – u podnóża annogórskiej kalwarii
Wędrując przez Opolszczyznę, mijamy stare zamki, pałace i dworki niemal w każdej wiosce.
Zapraszam do współpracy. Jeśli macie Państwo zdjęcia, znacie interesujące, nigdzie dotąd nie publikowane szczegóły dotyczące przedwojennej historii oraz powojennych losów położonych na terenie dzisiejszej Opolszczyzny rezydencji szlacheckich, proszę o kontakt.
Poniższe artykuły zostały zamieszczone w Gazecie Wyborczej, dodatku opolskim w lipcu i sierpniu 2006 roku, a są kontynuacją napisanej w roku 1995 przeze mnie, dr Norberta Honkę, Marię Cichoń-Bitkę i Marka Maruszaka książki „Opolskie zamki, pałace, dworki”, wydanej przez Śląskie Wydawnictwo ADAN w nieco zmienionej i przeredagowanej formie w roku 1998 („Śląskie zamki i pałace”).
Był rok 1992, gdy w jednej z bibliotek monachijskich zobaczyłam po raz pierwszy album o zamkach śląskich oraz przeczytałam w niemieckiej literaturze, że oto Śląsk nazywany był w minionych stuleciach „krainą zamków, pałaców, dworów”. Nawet dziś, choć obiekty są w większości zrujnowane i ograbione, znajdziemy w naszym regionie imponujące świadectwa dzieł, wykonanych przez architektów europejskiej sławy, jak Schinckel, Lüdecke, Langhans, Paar.
Każdy pałacowy mur to księga, w której zapisane są piękne, a zarazem powikłane i tragiczne losy właścicieli śląskich dóbr na przestrzeni wieków. Opolszczyzna posiada tak bogate przykłady dziedzictwa kultury europejskiej, że właściwie lekcje historii, plastyki, literatury, sztuki, przyrody, geografii mogłyby się odbywać zamiast w murach szkolnych - w naturze – na terenie obiektów pałacowo-parkowych naszego regionu.
W granicach obecnego województwa opolskiego istnieje około 200 zamków, pałaców, dworków, otoczonych zabytkowymi parkami z unikalnymi egzemplarzami starodrzewia.
Wiele z nich, niestety, zamienia się bezpowrotnie w ruinę z powodów zaniedbań kolejnych właścicieli. W roku 1945 wraz z wytyczeniem nowych granic, śląskie rezydencje stały się częścią polskiego dziedzictwa kulturowego. Dla ratowania poniemieckich majątków nie było na ziemi opolskiej sprzyjającego klimatu. Dlatego większość tych znakomitych dzieł, będących przez minione stulecia świadectwem bogactwa kulturowego Opolszczyzny popadła w ruinę i zapomnienie. Bezsilne prawo, słabe zainteresowanie władz lokalnych, opinii publicznej, nieumiejętność tworzenia sensownych strategii ratujących dziedzictwo kulturowe Śląska – to zaledwie kilka powodów, że ta intrygująca tematyka jest w regionie nadal pomijana. Czasem ktoś napisze artykuł, czasem ukazuje się książka czy reportaż w telewizji. I tyle.
Gdzie są te wszystkie pałace – to pytanie zaczęło mnie wtedy, na początku lat 90-tych coraz bardziej nurtować, bo do tej pory w szkołach, uczelniach, propagandowych konkursach wiedzy o Śląsku nigdzie nie było mowy o rodach śląskich i ich rezydencjach. Niemiecka przeszłość Opolszczyzny była przez dziesiątki powojennych lat okryta milczeniem. W podręcznikach nadal nie znajdują godnego miejsca znakomite śląskie rody, wybitne dzieła architektów, rzeźbiarzy, malarzy, snycerzy, mistrzów ogrodnictwa, którzy przybywali tu w minionych stuleciach, by tworzyć dzieła niepowtarzalne w skali Europy.
W roku 1995, dzięki zaangażowaniu finansowym Fundacji Rozwoju Śląska udało mi się, wraz z Norbertem Honką i Markiem Maruszakiem odwiedzić niemal wszystkie opolskie zamki, pałace i dworki, zdokumentować i napisać książkę, opatrzoną wstępem Marii Cichoń-Bitki. W roku 1998 pojawiła się na rynku, dzięki wydawnictwu ADAN, któremu przekazaliśmy nasze teksty i zdjęcia, bowiem Fundacja nie finansowała wówczas projektów wydawniczych.
Pamiętam, że podzieliłam wtedy ołówkiem mapę Opolszczyzny promieniście, na dziewięć części i w każdą niedzielę wyruszałam w kolejny rejon. Przeważnie trafiałam bezbłędnie. Kierunek poszukiwań wyznaczały stare, równo wytyczone aleje, skupiska starodrzewia z pękami jemioły, zaniedbane budynki dawnych folwarków, szyldy po likwidowanych PGR-ach. Ogromne wrażenie wywarły wówczas na mnie miejsca, w których nie było już nic albo prawie nic: monumentalne ruiny kopickiego pałacu, a obok sprofanowane mauzoleum „śląskiego Kopciuszka”– Johanny Schaffgotsch; cmentarzyk w Gręboszowie z grobami Donnersmarcków; resztki kamieni po pałacu Ballesteremów w Puszynie; zrównane z ziemią rondo w Pokoju. Dziś realizuję filmy o zamkach śląskich; o ich nowych właścicielach, których poznałam w czasie tych niezwykłych wędrówek po krainie wielkich, a nieobecnych w naszej świadomości ludzi, zniszczonych miejsc i zdarzeń wymazanych ze śląskiego krajobrazu kulturowego lat powojennych.
Wariaci, tak nazywali sami siebie i wcale się nie oburzali, gdy tak samo określali ich ci, którzy woleli inwestować w „normalne” domy niż w kupę zabytkowych gruzów, niszczejących na terenach dawnych PGR-ów.
Akcję sprzedaży zamków, pałacyków i dworków przez skarb państwa za symboliczną złotówkę zainicjował w latach 80-tych konserwator zabytków Janusz Prusiewicz. Odzew był ogromny. Większość zrujnowanych obiektów kupowali wtedy ludzie z pasją, ale bez pieniędzy. Domowymi sposobami, z przeciętnych pensji, ratowali najpierw dachy, potem okna, drzwi, elewacje. Dziś te pałace wyglądają niewiele lepiej niż w chwili kupna, bo mimo zapewnień kolejnych rządów, pieniędzy na dofinansowanie projektów ratowania śląskich zabytków nadal w budżecie państwa nie ma. Właściciele są zdani sami na siebie. Niestety, wśród nabywców opolskich zabytków są znaleźli się też nieuczciwi „biznesmeni”. Wykorzystując ideę sprzedaży za symboliczną złotówkę albo za 50 % wartości obiektu, wyłudzali kredyty hipoteczne. Zawiłe, nieprecyzyjne prawo pozwala, że niszczeją pałace w Kopicach, Ziemiełowicach, Rożnowie, Biestrzykowicach.
Spośród około dwustu zamków, pałaców i dworków Opolszczyzny niewiele udało się uratować.
Większość z tych obiektów spotkał podobny los. Mienie popegeerowskie, będące własnością Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa niszczeje z roku na rok. Niejasny stan własności, kłopoty finansowe właścicieli lub dzierżawców, brak gwarancji pomocy finansowej na ratowanie zabytków ze strony ministerstwa kultury - to wszystko powoduje, że na naszych oczach giną bezpowrotnie ważne obiekty dziedzictwa kulturowego, nieznane i niedocenione skarby ziemi opolskiej.
Tak ginie pamięć o pałacu generała von Eben w Rożnowie, przedwojennym Rosen. To tu, w słynnej i unikalnej na skalę europejską piramidzie, zbudowanej przez Carla Langhansa pochowano ponoć potomków największych rodów śląskich, w tym Hohenzolernów.
Celowo zatem, prowadziłam Czytelników Gazety Wyborczej także i do tych,
psujących opolski krajobraz miejsc. Jeszcze parę lat i obiekty o wielkiej historii i randze, przestaną istnieć, zniknie jednocześnie zbyt trudny do udźwignięcia problem ich ratowania.
Zamek Piastów Śląskich w Brzegu to jeden z najważniejszych zabytków Opolszczyzny.
Podobny do Wawelu, spełnia dziś podobną rolę, jak w renesansie: tętni życiem kulturalnym, jest skarbcem przeszłości regionu. I tak jak 500 lat temu, jest w dobrych rękach.
Pierwsze wzmianki o istnieniu zamku brzeskiego z fosą i murem obronnym pochodzą z roku 1235. Był to gród obronny, zbudowany na Wysokim Trakcie, najważniejszym szlaku handlowym średniowiecznej Europy.
Pod koniec XIII wieku dobudowano czworoboczną wieżę mieszkalno-obronną, zwaną „Wieżą Lwów”.
W gotyckim zamku zamieszkał od 1342 roku książę Bolko III Rozrzutny, założyciel brzesko-legnickiej linii Piastów. Został rozbudowany w latach 1359-1398 przez następcę Bolka, księcia Ludwika I.W połowie XVI wieku zamek otrzymuje fortyfikacje oraz zostaje silnie przebudowany, włada nim wówczas książę Fryderyk II (1480-1547), a po nim Jerzy II Wspaniały (1523-86).
To on zaprosił do współpracy słynnego architekta włoskiego Jakuba Paara i jego syna Franciszka oraz szwagra Bernarda Niurona. Powstała wtedy znakomita rezydencja renesansowa złożona z czterech skrzydeł, zamykających dziedziniec wewnętrzny, z krużgankami. „Śląski Wawel” – tak określa się do dzisiejszego dnia tę rozbudowaną na wzór krakowskiej siedziby królów polskich kunsztowną budowlę.
Z tego okresu pochodzi również bogato rzeźbiony w piaskowcu budynek bramny. Widnieją na nim popiersia 24 Piastów. Ponad łukami bramnymi, na gzymsie pierwszego piętra, widnieją naturalnej wielkości posągi księcia Jerzego II i jego żony Barbary, córki Joachima II, elektora brandenburskiego. Wnętrza budynku zdobią freski, wśród nich jest drzewo genealogiczne rodziny książęcej, dla której wzniesiono brzeską rezydencję.
Dodać trzeba, że Jakub Paar budował także zamek królewski w Warszawie.
W XVI wieku na brzeskim zamku kwitło życie kulturalne, uprawiano wielką politykę. Nie zabrakło też Jerzemu pieniędzy na wsparcie edukacji. W roku 1564 wzniósł znakomitą na owe czasy uczelnię humanistyczną – Gimnasium Ilustrae.
Od strony Odry rezydencję otaczał rozległy, renesansowy ogród, pierwsze takie założenie na Śląsku.
Książęta brzescy rezydowali w zamku aż do roku 1675, gdy zmarł ostatni męski przedstawiciel piastowskiej dynastii, młody książę Jerzy Wilhelm. Żył zaledwie 15 lat.
Jego ojcem był Christian, książę wołowski, a matką Ludwika Anhalt-Dessau. Był jednym spadkobiercą majątków aż trzech księstw: wołoskiego, legnickiego i brzeskiego.
Książę zmarł po polowaniu w Karłowicach (zamek myśliwski książąt brzeskich koło Popielowa). Podanie głosi, że zabił wtedy ostatniego na Śląsku łosia. Książę zgubił się w borach, zbłądził na noc do wiejskiej chaty, gdzie zaraził się śmiertelną ospą.Śmierć ostatniego Piasta oznacza koniec dynastii i upadek najznakomitszej na owe czasy rezydencji śląskiej. Genealogia Piastów brzeskich to 24 królów i 123 książąt.
Muzeum Piastów Śląskich
Rezydencja, którą zarządzają odtąd austriaccy urzędnicy cesarscy, zaczęła popadać w ruinę. W roku 1741 król pruski Fryderyk II rozkazał zbombardować zamek. Zburzono wyższe kondygnacje wszystkich skrzydeł, renesansowe arkady, kaplicę i wieże. Cenne wyposażenie wywieziono do Berlina. Zamek służył odtąd jako magazyn i jako karczma.
Został dopiero częściowo odbudowany w II połowie XIX wieku i w latach dwudziestych naszego stulecia, gdy miasto Brieg utworzyło w nim muzeum regionalne (Heimatmuseum) i bibliotekę piastowską. Jednak II wojna światowa przerwała te plany, zamek znów został zdewastowany. 60 % cennych eksponatów zaginęło, część skradziono, zniszczono. Dopiero w roku 1966 podjęto się prac remontowych i konserwatorskich, które trwały przez 20 lat. Zrekonstruowano wtedy nadające zamkowi podobieństwo do Wawelu trójkondygnacyjne krużganki. W roku 1999 zakończono odtwarzanie renesansowego ogrodu.
W zamku mieści się od roku 1952 Muzeum Piastów Śląskich.
Najstarszą zachowaną częścią zamku jest czworoboczna Wieża Lwów, w której straszy.
Dolna część budynku bramnego, którego bogato rzeźbiona fasada jest jednym z najważniejszych pomników architektonicznych renesansu na terenie Polski. Pierwotnie była kolorowa. Galeria portretowo-genealogiczna, umieszczona na budynku bramnym jest jedynym takim dziełem w Polsce i unikatowym w Europie.
Bezpośrednio z zamkiem była związana kolegiata św. Jadwigi, będąca świątynią przyzamkową z mauzoleum rodowym Piastów. Po bombardowaniu w XVIII wieku pozostało tylko prezbiterium z 1396 roku.14 cynowych sarkofagów książąt brzesko-legnickich z XVI i XVII wieku, bogato zdobionych wizerunkami ukoronowanych orłów śląskich, lwów, opatrzone inskrypcjami, to skarby muzeum, którym opiekuje się niestrudzenie od lat dyrektor Paweł Kozerski. Pozostałe sarkofagi znajdują się w pierwotnym miejscu: w krypcie kościoła zamkowego św. Jadwigi.
W niektórych pomieszczeniach zamku zachowały się oryginalne sklepienia zdobione sztukaterią, a w dawnej kancelarii książęcej, fresk prezentujący Piastów.
Otoczenie zamku zdobią zrekonstruowane w latach 90-tych renesansowe ogrody włoskie.
Ogromne wrażenie na zwiedzających robi makieta miasta, wykonana przed kilkuset laty. Jest część słynnego księgozbioru Piastów z ich autografami, skrzynie cechowe, formy.
W muzeum, oprócz ekspozycji historii miasta, rzeźby, malarstwa śląskiego, sztuki i rzemiosła średniowiecznego, odbywają się uroczystości, jarmarki, pokazy rycerskich bitew, koncerty kameralne. Najważniejszymi wydarzeniami kulturalnymi na zamku są: festiwal „Wratislavia Cantans” oraz „Najazd Poetów na Zamek Piastów Śląskich”.
A w pobliżu
Brzeg, nazwa niemiecka: Brieg. 40-tysięczne miasto nad Odrą, pomiędzy Opolem a Wrocławiem, 8 km od węzła autostrady A-4.
Dobrze opracowana strona internetowa z informacjami dla turysty: www.brzeg.pl
Muzeum Piastów Śląskich otwarte codziennie, oprócz poniedziałku.
Warto obejrzeć renesansowy ratusz, dzieło Paara i Niurona. Wewnątrz: piękna Sala Rajców.
Obok zamku: perła baroku śląskiego, pobliski kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego z „malowanym niebem” - sufitem pokrytym freskami iluzjonistycznymi jezuity Jana Kubena.
W kościele św. Mikołaja zaczyna się oznakowany i opisany w przewodnikach i mapach Szlak Średniowiecznych Polichromii Brzeskich (kolor niebieski), prezentujący aż 18 kościołów z unikatowymi, gotyckimi malowidłami we wnętrzach.
Najstarszy zabytek w Brzegu to kościół minorytów – pw. św. Piotra i Pawła z 1285 roku, niestety bardzo zniszczony. Na jego remont potrzeba aż 5 mln zł.
Odpoczynek po zwiedzaniu: parki miejskie z okazami starodrzewia z wielu krajówEuropy i świata.
Nietypowy, stalowy most kratownicowy na Odrze z 1891, przeniesiony tu spod Bydgoszczy.
Noclegi: nie polecam
Gastronomia: w „Ratuszowej”
I na deser: smakołykiem, wytwarzanym tylko w Brzegu jest chałwa.
Był wiek IX. Na kępie, otoczonej wodą, wśród mokradeł stała drewniana warownia. Może to tylko legenda, a może najprawdziwsza historia, że w tym prastarym grodzie święci Cyryl i Metody głosili kazania. Kazali wybudować chrzcielnicę. Czyżby od tej chrzcielnicy wzięła swą nazwa wieś Chrzelice – nie zmieniona przez wieki prawie wcale? A może od rybich skrzeli. Bo w herbie wsi jest ryba. Kto wie?
W miejscu starego grodziska, leżącego na szlaku ze Śląska na Morawy, wybudowali joannici podobno z pomocą włoskich architektów w XIII wieku murowany zamek. Średniowieczny gród w Chrzelicach posiadał okrągłą wieżę, silne mury oraz fosę. I jak każdy zamek, przynajmniej w legendzie, mógł kryć pod sobą tajemne lochy i tunele, dobudowane z inicjatywy templariuszy. To z powodu templariuszy i pochowanych rzekomo pod chrzelickim zamkiem średniowiecznych skarbów ten piękny obiekt został w ostatnich 30 latach całkowicie rozkradziony. Dwa lata temu spłoszeni poszukiwacze skarbów zostawili namiot i narzędzia w wykopanym kilkumetrowym dole wewnątrz zamku.
Trochę o historii
W starym urbarzu zapisano, że w 1306 roku osada należała do zakonu templariuszy. W roku 1316 chrzelicką twierdzą dowodził Dirsco Staruncza, rycerz Bolesława I. Książęta opolscy posiadali ziemie wokół Chrzelic aż do śmierci ostatniego Piasta, Jana Dobrego w 1532 roku. Za czasów Jana Dobrego najpierw poradzono sobie z rycerzami-rozbójnikami, grasującymi na zamku, potem z jego remontem i rozbudową. Dobudowana została druga wieża, ośmioboczna, chodnik strzelniczy, pogłębiono fosę. W XV wieku Chrzelice, jedna z najsilniejszych twierdz w tym regionie, nazywane były miastem - zaraz po Niemodlinie.
Po wygaśnięciu opolskiej linii Piastów dobra chrzelickie przechodzą wraz z całym księstwem, w ręce króla Czech, Ferdynanda I, potem – margrabiego Jerzego Hohenzollerna. Starostą chrzelickim zostaje wówczas (1538) Heinrich Pogrell von Jägel z Pogorzeli. Następnie Chrzelice posiadała krótko królowa węgierska Izabela Jagiellonka, a po niej Habsburgowie. W okresie 1543 – 1578 zamkiem zarządza starosta Wacław Posadowsky i jego rodzina.
Od 1578 roku dobra chrzelickie dzierżawił Jerzy IV Prószkowski, później stały się własnością tego rodu. Gdyby nie wybuch wojny trzydziestoletniej, Chrzelice byłyby nowoczesną twierdzą, takie plany przygotował wrocławski architekt Valentin von Säbisch. Stało się inaczej – zamek został przebudowany na barokową rezydencję, powstała brama wjazdowa ozdobiona wieżą. Powstanie na gotyckich murach barokowego pałacu to dzieło Jerzego Krzysztofa II Prószkowskiego i jego córki, księżnej Karoliny Maksymiliany.
Oto jak wyglądała rezydencja w Chrzelicach w wieku XVIII:
„Zamek położony jest na wzgórzu i otoczony głęboką fosą oraz zwodzonym mostem. Przy zamku znajdują się pańskie stajnie oraz słodownia, na zewnątrz murowana gorzelnia, dom gospodarczy, kuźnia, ogród ozdobny, kwatery myśliwych i bednarzy, jeden młyn i naprzeciw stawu murowany dom strażnika stawu rybnego wraz z sadzawkami, a także należący do niego pański sad i chmielnik”.
Gdy księżna Karolina wyszła za hrabiego Waltera Ksawerego von Ditrichsteina z Mikulova, Chrzelice pozostały własnością tego rodu aż do roku 1783, gdy zakupił je król pruski Fryderyk Hohenzollern wraz z 11 okolicznymi wsiami i miasteczkiem Strzeleczki, dołączając do swego państwa. Odtąd chrzelicka ziemia stanowiła posiadłość królewską, oddawaną w zarząd kolejnym dzierżawcom. Przez ponad 100 lat gospodarzył tu ród Hellerów, którego korzenie wywodzą się z okolic Wassenburga w Górnej Bawarii. Aleksander Heller rozsławił Chrzelice na całą Europę dzięki hodowli koni i owiec. To on w latach 30. XIX w. przebudował i wyremontował zamek oraz utworzył wspaniały park. W tym czasie na zamku stanęła kaplica ewangelicka. W latach 1921-38 zamek był własnością Pruskiej Izby Skarbowej. Dzierżawił go wyższy urzędnik kameralny Aleksander Seydel na przemian z radczynią ekonomii dr Margarette Bannert.
Ponownie w rękach rozbójników
W latach 1943 -1945 na zamku w Chrzelicach urzędował sztab wojsk niemieckich, a wiosną 1945 roku - sztab łączności wojsk radzieckich. Rozszabrowany, ale w dobrym stanie obiekt przekazany został na rzecz skarbu państwa.
Kolejny gospodarz to nadleśnictwo Prószków. Od 1946 do lat 70. ubiegłego wieku w zamku znajdowała się świetlica wiejska oraz mieszkało kilkanaście rodzin. Kiedy zostały wykwaterowane, zaczął się dalszy niekontrolowany rozbój.
Dziś w Chrzelicach stoją ruiny gotyckich murów, które przetrwały najazdy Tatarów, pożary i wszystkie wojny. Kto i kiedy w ostatnich 50 latach zawinił tej tragedii, prześledził i opisał miejscowy pasjonat Eryk Murlowski, autor pierwszej monografii Chrzelic i wiceprezes Stowarzyszenia „Odnowa Wsi”. Na szczegóły zabrakłoby miejsca w naszym turystycznym opisie zamku.
Z jednej strony winni są decydenci, z drugiej ludzka bieda i głupota. Mieszkańcy wsi, jak nie mieli czym palić zimą, wyrywali zamkowe podłogi, schody, stropy, konstrukcje dachowe.
W latach 77-82, gdy prezesem Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Chrzelicach został Jan Szczurek z Łącznika ogrodził zamek, żeby ukrócić kradzieże. Planował położenie dachu wg zaleceń konserwatora zabytków, by zabezpieczyć zabytkowe mury przed wilgocią. Udało mu się tylko wykonać ogrodzenie. Niemile wspomina tamten okres. Szybko ktoś doniósł do gminnej egzekutywy na Szczurka, że germańskie mienie ratuje. Prezes pamięta, jak na czerwonym dywaniku w gminie Biała usłyszał, żeby powściągnął swoje hrabiowskie ciągotki i prywatne fanaberie.
Szczurek nie uratował zamku, wkrótce złożył rezygnację ze stanowiska prezesa RSP, choć zasługi gospodarcze miał bardzo duże: podniósł wynik chrzelickiego RSP ze 171 na 31 miejsce w kraju. Dziś pomaga społecznie Franciszkowi Jopkowi ratować pałac w Dobrej. I przekonuje się co dnia boleśnie, że choć obecnie władze już nie blokują niczyich „hrabiowskich ciągot”, to jednak niewiele pomagają ludziom, którzy za własne pieniądze ratują dobra kultury, będące skarbem całego regionu.
Przetarg na gotyk
W województwie opolskim zachowały się jedynie dwa zamki średniowieczne o stosunkowo nie zmienionym przez mijające stulecia wyglądzie: opisywane wczoraj w Gazecie Karłowice oraz Namysłów.
W Brzegu, Opolu i Prudniku zachowały się jedynie gotyckie wieże. Niemodlin i Otmuchów są zbyt silnie przebudowane, a Chrzelice – w znacznym stopniu zrujnowane.
Ruiny zamku w Chrzelicach, należące do Nadleśnictwa Prószków były trzykrotnie wystawiane do przetargu. Inwestorów odstraszała zbyt wysoka cena: 100 tys. zł.
Gdyby nie zaniedbania formalne (gmina nie zdążyła wpłacić wadium), byłyby dziś własnością gminy Biała i Stowarzyszenia Odnowa Wsi Chrzelice.
Przetarg, który odbył się w lipcu tego roku wygrał prywatny inwestor, Waldemar Katowicz.
Ruiny gotyckiego zamku w Chrzelicach wraz z 4-hektarowym parkiem zostały kupione za 12 tysięcy złotych. Inwestor deklaruje współpracę ze Stowarzyszeniem w zagospodarowaniu obiektu. W pierwszym etapie planuje zabezpieczyć ruiny, a docelowo urządzić tu pensjonat z noclegami i gastronomią.
Informacje dla turysty:
Chrzelice, wieś w gminie Biała, powiat prudnicki. Charakterystyczny punkt w krajobrazie okolicy: 200-metrowa wieża radiowo-telewizyjna.
Wokół zamku, na dawnych umocnieniach ziemnych zachował się park krajobrazowy. Na zachód od wsi, przy drodze polnej na Pogórze, znajduje się ślad po dawnym grodzisku opolan, mało rozpoznawalny, bo zniszczony przez prace orne. Drugie grodzisko znajduje się na wschód przy polnej drodze do Ogiernicza. Na północ od wsi - rezerwat „Jeleni Dwór” w Borach Niemodlińskich.
Trasy rowerowe Euroregionu Pradziad
Szlak Zamków i Pałaców Dorzecza Osobłogi
Agroturystyka: Chrzelice, Pogórze, „Zielona Zatoka” koło Dębiny
Jedyna w kraju Sekcja Monocyklistów (jednokołowe rowery), Ośrodek Szkolenia Monocyklistów oraz Centrum Kobudo Kenkyukai (japońskie sztuki walki)
Łącznik – pyszne ciasta w cukierni „Pela”
W pobliżu: zamek w Mosznej
Bogate informacje w internecie: www.chrzelice.pl dzięki zaangażowaniu przewodniczącego komisji historycznej działającej przy Stowarzyszeniu Odnowa Wsi Chrzelice.
Polecam: szczegółowa i rzetelna monografia Eryka Murlowskiego „Chrzelice 1306-2006”.
Legenda głosi, że w grodzie warownym nad Odrą mieszkała przed wiekami królewna o imieniu Dąbrówka. Spoczywa w sarkofagu ze srebra w najstarszej części pałacu.
Chyba już nie spoczywa, tak jak i późniejsi właściciele tego pięknego majątku w dolnie Odry.
Groby hrabiów z Dąbrówki zostały po wojnie splądrowane, a płyty rozwleczone po parku.
Obecny właściciel pałacu odszukał nagrobki z pomocą starszych mieszkańców wsi i poukładał „mniej więcej” w miejscu dawnego pochówku. Marianowi Góreckiemu udało się też odnaleźć legendarne źródło św. Jadwigi na mokradłach za pałacem. A w lipcu 2006 roku odkrył miejsce, w którym wkrótce ulokuje swoje biuro, ale o tym później...
Historia tego malowniczego zakątka Opolszczyzny zaczyna się w XI wieku. Już wtedy na skarpie w pobliżu Odry stała drewniana warownia. Pod koniec XV wieku (1490) majątek Dąbrówka Górna został zakupiony przez rodzinę Rogoyskych z Rogoźnika na Morawach. Posiedli oni także sąsiedni zamek w Rogowie Opolskim. Wojna 30-letnia zrujnowała zamek. Zburzyły go wojska hrabiego Piotra Ernesta II Mansfelda. Rogoyscy zbudowali w tym miejscu dwór.
W początkach XVIII wieku właścicielami Dąbrówki byli dwaj bracia z rodu Rogoysky. Wacław Leonard Józef był pisarzem księstwa opolsko- raciborskiego.
Jego brat zginął śmiercią samobójczą. Fałszywe oskarżenia o śmierć brata, kierowane pod adresem Wacława były, według miejscowej legendy, przyczyną ufundowania stojącej naprzeciwko bramy wjazdowej przepięknej barokowej figury św. Jana Nepomucena (w 1719 roku - 10 lat przez kanonizacją świętego) naprzeciw zamku. Nepomuk jest patronem dobrej sławy, chroni przed fałszywymi oskarżeniami.
W drugiej połowie XVIII wieku, po przyłączeniu Śląska do Prus, część szlachty śląskiej, na znak protestu wyemigrowała na teren państwa austriackiego. Wśród nich byli również potomkowie Wacława Leonarda, którzy osiedlili w Galicji (zabór austriacki) w okolicy Nowego Sącza i Sandomierza.
Kolejnym właścicielem Dąbrówki (1806-50) był syn generała Jerzego Ludwiga von Dalwiga. Od roku 1850 aż do 1945 dwór należał do Waltera von Teichmann – Logischen i jego następców. W latach 1907-09 niepozorny dwór został przebudowany w okazały, neobarokowy pałac.
Baron Gotfryd popełnił mezalians, ożenił się wbrew woli matki z aktorką Krystyną Duschanek. Po ślubie, w ciągu jednej nocy, w pałacu wyrosła ściana dzieląca pałac na dwie części. Baronowa wraz z synem Keilem wyjechała do Niemiec, Gotfryd zmarł w 1944 roku, został pochowany w parku.
Nad źródłem Jadwigi
Pałac stoi na skarpie. Z rozległego tarasu widokowego prowadzą schody w stronę parku i położonego w środku starodrzewia stawu. Staw jest rozległy, naturalny, porośnięty roślinnością wodną. Nigdy nie zamarza, nawet w największe mrozy, bo jest pod nim źródło. Stąd w stronę Odry wiodą dwie stare aleje: lipowa i kasztanowa. Obie kończą się w polu. Dalej – już Odra. To tutaj, na powierzchni 70 hektarów Marian Górecki, właściciel pałacu i gospodarstwa: Rogowskiej Hodowli Roślin planuje urządzenie pola golfowego z 27 dołkami. Tak wymarzonego miejsca do gry w golfa nie ma na Opolszczyźnie. Projekt już jest, teraz właściciel szuka wspólników do zrealizowania tej odważnej inwestycji.
Marian Górecki, gdy kupił teren po pegeerze w Dąbrówce, postanowił odszukać w parku źródło św. Jadwigi, przy którym wedle krążącej we wsi legendy, zatrzymała się patronka Śląska podczas jednej ze swoich podróży, bodaj w stronę Krakowa. Znalazł, odkopał, usadził wokół betonowy krąg. Okoliczni mieszkańcy wierzą, że źródło ma moc uzdrawiającą. I pewnie ma, bo Górecki zawiózł wodę ze źródła do przebadania do Polanicy-Zdroju. Jest – mineralna. Może źródło zostanie kiedyś ponownie wykorzystane, jeśli spełnią się marzenia właściciela, o których opowie za chwilę.
Wczoraj i dziś
Teichmannowie posiadali przed wojną szklarnię w parku, chłodnię pod budynkiem pałacu, gorzelnię i cegielnię. Gorzelnię rozebrali i wywieźli sowieci, resztki czekają na rozbiórkę. Są też fragmenty ponad stuletniej chłodni, gdzie łamano zimą lód, przekładano go torfem, przetrwał całe lato – taka lodówka z XIX wieku. W pałacu żołnierze sowieccy urządzili stajnię, więc gustownie wyposażonych komnat PGR – następny gospodarz - już nie zastał. Państwowe Gospodarstwo Rolne urządziło tu biura, magazyny zbożowe, przedszkole. Pałac służył jako ośrodek szkoleniowy BHP dla pracowników PGR-ów. Były noclegi, kuchnia, zespoły artystyczne z Górnego Śląska organizowały tu warsztaty taneczne. Wyposażenie wnętrz musiało zniknąć bardzo dawno, bo w latach 70-tych już nie było nic – wspominają mieszkańcy. W trzech salach reprezentacyjnych są stiuki, trzy kominki, jest odrestaurowana oranżeria. Od połowy lat 80-tych pałac stał pusty.
W maju 1993 roku Marian Górecki prezes Rogowskiej Hodowli Roślin wydzierżawił 1000 hektarów terenu po PGR od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. 5 lat później kupił pałac otoczony 7 hektarami parku ze stawem za 650 tys. zł. Od 2005 roku dzierżawione pola także są własnością prezesa spółki RHR.
Pałac został wyremontowany: dach, tynk, rynny, okna, tarasy, stolarka. Zyskał też nową elewację: beżowo-szarą. Nastały dobre czasy, bo w pobliżu budowano autostradę, więc pałac w Dąbrówce przez kilka lat służył jako hotel dla 60 osób, które pracowały przy budowie. Z zysków udało się założyć ogrzewanie olejowe w całym obiekcie.
Potem, gdy roboty się skończyły, a ogrzanie pustego pałacu wymagało stałego rocznego wydatku rzędu 40 tys.zł, Górecki przeniósł swoje biura do oficyny. W pałacu rozpoczął się remont kapitalny pod planowany w przyszłości hotel. W pałacu jest 46 pokoi, w tym dwa w wieży. Hotel i pola golfowe... takie są marzenia.
Ale na razie szykuje się przy pałacu inna inwestycja, przez przypadek. W lipcu właściciel postanowił sprawdzić, co się kryje pod olbrzymią warstwą bluszczu, pokrywającą nieużywany budynek bramny. Pędy miały grubość 20 cm. Ich odnogi przebiły mury i porastały już wnętrza. Spod bluszczu wyłoniły się herby rodu Teichmann-Logischen i data 1912. Pod herbem Teichmanna, ukazującym człowieka stojącego w falach i trzymającego rybę w prawej ręce jest napis po niemiecku: „To, co trzymam w ręku, trzymam mocno”. Nazwisko Teichmann to połączenie słów: staw i człowiek.
Marian Górecki od razu wiedział, że tu będą jego biura... Sam jest zapalonym wędkarzem, więc herb Teichmanna na tym murze jest mu bliski... Teraz remontuje pokoje wewnątrz budynku bramnego.Jego gabinet, z kolebkowym sufitem, znajdzie się dokładnie w miejscu dawnego wjazdu na dziedziniec.
Warto zboczyć z trasy
Dąbrówka Górna, przedwojenna nazwa: Dombrowka,
wieś w gminie Krapkowice, powiat krapkowicki.
Leży przy trasie Opole-Racibórz, przed Krapkowicami należy skręcić w lewo, drogą nr 415 na Gwoździce. W pobliżu - węzeł austostrady A-4.
Rogowska Hodowla Roślin to spółka, zajmująca się produkcją roślinną, zwierzęcą (trzoda chlewna) i nasienną. Na eksport do Niemiec wędruje gorczyca, a stamtąd do Dąbrówki – pszenica mrozoodporna.
Górecki hoduje jedyne na Opolszczyźnie stado kóz .
We wsi restauracja: „Jagoda”
Noclegi: zajazd w Krapkowicach
Agroturystyka: Odrowąż, Gwoździce, Zimnice Małe.
Informacje w internecie zdawkowe: www.e-promocja.net.
na tronie gminy Krapowice: brak wzmianki.
Trasy rowerowe: brak
Franciszek Jopek, przedsiębiorca z Zabrza, kupił ruinę neogotyckiego pałacu von Seherr-Thossów wiosną 2000 roku od Nadleśnictwa Prószków. Dlaczego wybrał akurat ten, znajdujący się w beznadziejnym stanie obiekt? Jopek opowiada zwykle anegdotę, jak to pewnego wieczoru, zatrzymał w tej okolicy samochód, by udać się w krzaki za potrzebą. Gdy ujrzał neogotyckie kikuty wież zagubione w gęstwinie starodrzewia, wiedział, że to nie jest jedynie przypadek.
Pałac w Dobrau został zbudowany w 1750 roku w stylu baroku francuskiego przez hrabiego Erdmanna Carla von Roederna, królewskiego radcę dworu. Jego ojciec, Carl Gustaw, był pruskim ministrem wojny. W roku 1780 pałac kupił Lopold Heinrich von Seherr-Thoss, podczaszy księstwa górnośląskiego, radca dworu Fryderyka Wielkiego, jeden z największych posiadaczy ziemskich XIX wieku w Europie.
W połowie wieku XIX, za panowania rodu von Seherr-Thoss, pałac został przebudowany w modnym wówczas stylu neogotyckim, według planów architekta z berlińskiego Charlottenhof, Rudolfa Wilhelma Gottgetreu. Niektóre elementy pałacu, bramę wjazdową i stróżówkę zaprojektował słynny berliński architekt Carl Lüdecke, zwany „wirtuozem neogotyku”. Piękny park angielski, poprzecinany strumykami, kanałem, wyspami, stawami, utworzył berliński projektant Gustaw von Meyer, naczelny dyrektor berlińskich ogrodów, znany m.in. jako współtwórca oranżerii w Sanssouci. Pielęgnował go mistrz ogrodniczy z Bad Muskau, Eduard Petzold. Po kanale, strumykach i stawach pływano łódkami. W parku znajdowała się herbaciarnia, ogród różany oraz hotelik, zbudowany w stylu szwajcarskim. Park w każdą niedzielę był otwarty dla mieszkańców Dobrej i okolicznych wsi.
Hermann von Seherr-Thoss, ostatni właściciel pałacu, był starostą okręgu Falkenberg (Niemodlin), oficerem regimentu husarów. Opuścił pałac w pośpiechu 17 stycznia, dwa dni później zajęli go Rosjanie. Pałac spłonął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach walk, toczonych pomiędzy Niemcami a czerwnoarmistami. Po wojnie resztki ocalonych mebli, wyposażenia i elementów budowlanych przywłaszczyli sobie okoliczni mieszkańcy.
Równie tragicznie zakończył się los pięknej i ekscentrycznej żony Hermanna, Amerykanki Muriel White. W marcu 1943 roku rzuciła się z okna, gdy ujrzała samochód gestapo, podjeżdżający pod pałac. Mówiono we wsi, że była amerykańskim szpiegiem. Opowiadano też że obawiała się o los synów, Hansa i Hermanna, których w roku 1937 potajemnie wysłała za ocean, zamiast do niemieckiego Wehrmachtu. Gestapo żądało, by sprowadziła synów z Ameryki, przeciwnie groził jej obóz.
Zbezczeszczone przez czerwonoarmistów, wywleczone z rodowego mauzoleum szczątki hrabiny, pochowała po wojnie kucharka, Balbina Jenek. Muriel spoczywa na cmentarzyku, przylegającym do parku i kościoła pw. św. Jana Chrzciciela.
Wszelkie ekspertyzy, jakie przeprowadzono na potrzeby odbudowy ruin w Dobrej, poddawały w wątpliwość sens ryzykownego przedsięwzięcia, na jakie w roku 2000 zdecydował się Franciszek Jopek. Każdy, kto miał od tej pory szczęście obserwować, z jakim rozmachem i pieczołowitością odtwarzane są kolejne elementy elewacji, sterczyn, komnat, podziwia z jednej strony i współczuje zarazem inwestorowi, który z determinacją i pasją ratuje to zabytkowe gruzowisko. – Ja nie wiem, co tu powstanie. Może ekskluzywny hotel z odnową biologiczną – mówi Jopek. - Moim marzeniem było uratowanie tego miejsca, w którym się zakochałem od pierwszego wejrzenia. To już się stało. Pałac jest pod dachem. Staram się o jak najwierniejsze odtworzenie jego neogotyckiego wyglądu, jaki nadano mu w XIX wieku.
Prace budowlane w Dobrej rozpoczęły się w 2002 roku. Spod zawalonych stropów wydobyto prawie 3 tysiące metrów sześciennych gruzu, wycięto kilkudziesięcioletnie drzewa, rosnące jak las w zawalonych wnętrzach. Następnie zbudowano ściany nośne, żelbetowe schody, dach, stropy, odtworzono sterczyny z piaskowca i stopu cynowo-tytanowego. Jak wyglądał pałac w Dobrej przed wojną i jak był wyposażony, pokazują stare zdjęcia i plany, zdobywane w niemieckich archiwach. Jednak największą pomocą w planach odtwarzania oryginalnych wnętrz służy inwestorowi świadek historii, Agnieszka, córka kucharki Seherr-Thossów, Balbiny Jenek.
Agnieszka często pomagała matce w kuchni, znała w pałacu każdy kąt. Wspomina, jak do czyszczenia bluszczy porastających mury pałacu przyjeżdżała straż pożarna, wskazuje miejsca po windzie, balustradach nad salą balową, gdzie w dzieciństwie podglądała wytworne towarzystwo, bawiące w pałacu. Franciszek Jopek obiecuje, że zatańczy z Agnieszką za parę lat w odrestaurowanej sali balowej, takiej jaką pamięta z dzieciństwa.
Inwestor z Zabrza marzy także o odbudowie zabytkowego parku, co nie będzie możliwe bez wcześniejszego uregulowania stosunków wodnych na rzece Białej i potoku Rzymkowickim. Liczy na pomoc władz regionu. Także przy zdobyciu środków unijnych. Samotnie nie będzie w stanie podołać tak olbrzymiemu zadaniu.W parku rosną m.in. cenne, 200-letnie rododendrony i platany. Wspaniałe okazy rododendronów, zdobiące dziś pobliski pałac w Mosznej, wykopano po wojnie właśnie stąd.
Informacje dla turysty
Pałac w Dobrej to obecnie plac budowy, zatem zwiedzanie go jest raczej utrudnione ze względu na zagrożenia budowlane. Jednak po wcześniejszym zgłoszeniu wycieczki u kierującego Fundacją Odbudowy Zabytków, Jana Szczurka, jest to możliwe. Również osoby czy instytucje zainteresowane pomocą w projekcie odbudowy pałacu proszone są o kontakt z Fundacją.
Fundacja Odbudowy Zabytków w Dobrej: 077-4667826, dobra@fundacjadbudowyzabytkow.org.pl
www.palacwdobrej.pl
Wieś Dobra jest włączona w sieć dobrze opracowanych i oznakowanych tras rowerowych Doliny Dorzecza Osobłogi (trasa nr 192).
Mapy są dostępne w biurze Euroregionu Pradziad oraz w siedzibie Urzędu Gminy w Strzeleczkach oraz na stronie internetowej gminy: www.strzeleczki.pl
W centrum wsi znajduje się Ośrodek Wypoczynkowy, działający w sezonie letnim, od maja do października. W ofercie: tanie noclegi, wędkowanie za opłatą. Zjeść można w Dobrej w dwóch barach: „U Marka” oraz przy pomniku, u Niżnikiewicza albo w Strzeleczkach, w pizzerii „Ambiente” czy w położonym 5 km od Dobrej, krapkowickim zajeździe obok ronda.
W pobliżu: dyskoteka w Pietnej oraz Akademia Golfa w Krapkowicach.
Rowerzystom, po obejrzeniu ruin pałacu, polecamy trasę do Prudnika wiodącą przez pola.
W pobliskich Łowkowicach, w odrestaurowanym wiatraku holenderskim także można odpocząć i zjeść. Trasa wiedzie przez Moszną, gdzie odwiedzimy najatrakcyjniejszy zamek, jaki znajduje się na terenie Opolszczyzny.
Dobra: gmina Strzeleczki, powiat krapkowicki. Ta mała wieś, licząca około 750 mieszkańców, leży na jednej z najbardziej uczęszczanych tras turystycznych Opolszczyzny, prowadzącej z Opola w rejon Gór Opawskich, 4 km od zjazdu z autostrady A-4. Historyczna nazwa wsi: Dobrau, w latach 3o-tych została zmieniona na Burgwasser.
Pałacu nie widać z trasy Krapkowice-Prudnik. Znajduje się w odległości 200 metrów od drogi, w głębi parku. Aby przyjrzeć mu się bliżej, należy skręcić w centrum wsi w prawo.
We Frączkowie byłam po raz pierwszy w 1994 roku, gdy pisałam książkę „Zamki, pałace, dworki Opolszczyzny”. Jak to jest możliwe – zadbany w środku i na zewnątrz, kolumny toskańskie w holu nie rozkradzione, żeliwne poręcze nie poszły na złom, a kominki nie powyrywane ze ścian. Przecież tu też był PGR...
Franczigisdorf, taka nazwa wsi pojawia się w kronikach z roku 1365 roku.
Zaledwie rok (1672-73) wieś wraz z niewielkim dworem należała do kanonika ołomunieckiego i nyskiego, biskupa Hansa Heymanna von Rosenthala.
W XVIII wieku majątek posiadał rycerski ród von Gilgenheimb z Czech. To oni wybudowali pierwszy, barokowy pałac we Frączkowie.
W roku 1863 wieś wraz z sąsiednimi Goszowicami nabył od swego stryja Edermana hrabia Aleksander von Francken-Sierstorpff. Jemu zawdzięczamy piękny par angielski, który do dziś zdobi otoczenie rezydencji. Pod koniec XIX wieku jego syn, także o imieniu Aleksander, powiększył budowlę, dodając elementy neogotyku i neoromanizmu.
Aleksander romantyczny
Polityk i podróżnik, zainspirowany modną szkołą architektury berlińskiej,
zatrudnił Karla Haidemlarcha (1886-89) do stworzenia we Frączkowie rezydencji prawdziwie romantycznej, podobnej do tych, którymi fascynowała się ówczesna Europa. Toporna, prostokątna, neobarokowa budowla otrzymała boczne ryzality, tarasy z fontannami, balustradami, reprezentacyjny podjazd, liczne wieże i wieżyczki. Do tego – francuski ogród.
W roku 1907 majątek Franzdorf odziedziczył po bogatym, a bezpotomnym Aleksandrze jego starszy brat, Harry. To jemu zawdzięczamy odrestaurowanie pałacu w Jędrzejowie koło Grodkowa. 10 lat później kolejnym dziedzicem został Joseph Maria Kasper hrabia von Francken-Sierstorpff. Jego żoną była hrabina Helena von Praschma. W latach trzydziestych, na krótko przed wybuchem II wojny światowej, pałac we Frączkowie został znacznie przebudowany, bowiem neorenesansowa budowla uległa zniszczeniu w wyniku pożaru. Nie przypomina już romantycznego zamczyska, jakie stworzył Aleksander.
W marcu 1945 roku Francken-Sierstorpffowie opuścili Frączków. Pałac został zdewastowany. Działało w nim przedszkole i przychodnia. Potem przejął go PGR.
PGR całkiem nietypowy
Po generalnym remoncie przeprowadzonym w latach 1970-80 przez Państwowe Gospodarstwo Rolne pałac we Frączkowie został doprowadzony ponownie do bardzo dobrego stanu.
Przez kolejne lata obiekt służył jako ośrodek wypoczynkowy Funduszu Wczasów Pracowniczych. We wnętrzach zachowały się zabytkowe, marmoryzowane kolumny korynckie, mozaikowe posadzki, stropy kasetonowe z dekoracją stiukową, plafony, kaflowe, neomanierystycznie dekorowane kominki, sala balowa.
Pałac na zewnątrz posiada reprezentacyjne wejście główne, zdobią go ryzality, portyki z herbami, wazony i balustrady.
W jego otoczeniu znajduje się zabytkowa powozownia oraz 23- hektarowy XIX-wieczny park angielski ze starodrzewiem, stawem, kanałami, alejami, wyspą i polanami widokowymi.
Ryby, suszone pomidory i rukola
Do pałacu we Frączkowie kieruje drogowskaz na trasie z Opola do Nysy (gmina Pakosławice). Dojazd jest bardzo malowniczy: wzdłuż alei brzozowej, kanałów, parku. Autokary są kierowane przez wieś i teren gospodarstwa po PGR-rze.
Jest tutaj hotel i restauracja. Odbywają się wesela, konferencje, seminaria. Marzena Horwat-Natoli i jej mąż – Giuseppe kupili pałac od Agencji Rolnej Skarbu Państwa w 1998 roku. Nie za „symboliczną złotówkę”, ale za wartość kilku luksusowych mercedesów. Specjalizują się w kuchni włoskiej. Raz w miesiącu przywożą ryby morskie z Włoch, uprawiają biologicznie warzywa i owoce, robią masło oraz sery – krowie i kozie. Giuseppe suszy pomidory, hoduje zioła i winorośl. W parku pasą się konie, kozy, krowa. Idyllicznie, ale drogo jest posiadać w XXI wieku pałace, i to w Polsce, gdy ludzi nie stać na bywanie w nich. Nocują tu znani artyści podczas tournee: Stachursky, Łzy, Druppi, Doda. Wstąpił też Tadeusz Mazowiecki.
Właścicielka zna kubaturę i metraż pałacu na pamięć, bo wie, ile kosztuje olej opałowy, aby ogrzać 16 tysięcy kubików komnat, wysokich na cztery metry. Ale mimo że z biznesem bywa różnie, nie zamieniłaby tego domu na żaden inny, nawet w malowniczej i mniej stresującej ojczyźnie Giuseppe – Italii. Mąż także pokochał Polskę. Właściciele Frączkowa nie mówią pałac, ale dom. Duży dom z duszą.
Teresa Kudyba
zdj. Mariusz Przygoda
***
Frączków, gmina Pakosławice, 42 km od Opola.
www.fraczkow.pl
restauracja i hotel: 20 pokoi 2-osobowych
przysmaki: domowe wino, limoncello i likier orzechowy, które robi Giuseppe.
W przewodniku Pascala 2004 pałac we Frączkowie dostał najwyższe wyróżnienie za niepowtarzalny klimat i jakość usług.
W lutym 2005 roku władze Głogówka odetchnęły z ulgą. Pozbyły się wreszcie balastu - olbrzymiej kupy zabytkowych murów, która psuje miastu wizerunek. Zamek Oppersdorffów został sprzedany za 160 tysięcy.
W tym mieście, lokowanym na prawie magdeburskim władali książęta opolscy, niemodlińscy, elektor brandenburski Jerzy, królowa węgierska Izabela, Habsburgowie.
Glogov. Pierwszy zamek na wysokiej skarpie nad Osobłogą zbudował tu w XIII wieku książę opolski Władysław I. Była to gotycka wieża mieszkalno-obronna. Potem średniowieczna budowla była trzykrotnie przebudowywana i dekorowana – w zgodzie ze zmieniającymi się modnymi stylami epok. Renesans, barok, neogotyk – harmonijnie wpisują się w mury zamczyska kolejne warstwy czasu.
Jan, Jerzy i Jan Jerzy
Był rok 1561, gdy Jan Oppersdorff z Gaci (pod Oławą) ożenił się z hrabianką Christianną von Seidlitz, dziedziczką na zamku w Głogówku. Od tamtej pory aż do 1945 roku ród Oppersdorffów rządzi tu nieprzerwanie. W 1562 roku Jerzy II Maksymilian nabył „państwo” Głogówek jako lenno, zaś od 1595 stało się ono własnością dziedziczną Oppersdorffów. Umocnił fortyfikacje, zbudował basztę strażniczą oraz wieżę wodną, dzięki której położone poniżej zamku miasto było zaopatrywane rurami w bieżącą wodę.
Najlepszym gospodarzem i największym mecenasem kultury w dziejach Głogówka był Jan Jerzy III von Oppersdorff (1617-1651). W roku 1642 przekształcił dobra rodzinne w majorat, przez co stały się niepodzielne i nie mogły zostać sprzedane. W jego rezydencji powstał teatr i orkiestra kameralna. Ten zagorzały kontrreformata zbudował w kościele franciszkanów (1630) kaplicę loretańską, odwzorowującą dom Maryi - Casa Santa, znajdujący się we włoskim Loreto. Był to wyraz zwycięstwa kultu maryjnego nad heretyzmem i przypieczętowanie uwolnienia miasta od protestantów. Ufundował też „dzwon ósmej godziny”, umieszczony w wieży kościoła franciszkanów (ponownie w 2003 roku), zbudował replikę jerozolimskiego Grobu Bożego.
Jego nagrobek, wykonany w 1634 roku przez włoskiego artystę Sebastiana Salę zachował się w doskonałym stanie w kaplicy kościoła św. Bartłomieja, nieopodal zamku. Nagrobek jest wykonany z czarnego i różowego marmuru, zaś alabastrowe, jakby naturalne postaci przedstawiają Jerzego III oraz jego rodziców: Jerzego II i Izoldę. Wielkim skarbem, wyeksponowanym w kaplicy są olejne malowidła, przedstawiające portrety Oppersdorffów. W podziemiach kościoła, pod kaplicą, znajduje się krypta rodowa Oppersdorffów.
Dwie podkowy
Stoi w narożniku starówki, składa się z dwóch, osobno budowanych zamków, przylegających do siebie jak ramiona podkowy. Renesansowy, trzykondygnacyjny zamek górny stanął w Głogówku w 1571 roku. Obok – folwark, browar i gorzelnia. Jan Jerzy II dobudował cztery obronne wieże i basztę więzienną. W baszcie mieści się współcześnie Muzeum Regionalne. Kolejny ordynat, Jan Jerzy III dobudował w latach 1618-1647 zamek dolny, dzięki czemu oba obiekty połączyły się. Tworzą kształt podków, otaczających ramionami wielki dziedziniec wewnętrzny, typowy dla doby renesansu. Przebudowa dokonana sto lat później przez Opersdorffów z morawskiej linii rodu, nadała obu obiektom cech baroku i manieryzmu – charakterystycznych dla nowej epoki w architekturze europejskiej. Najbardziej spopularyzowanym detalem architektonicznym, jaki zdobi wydawnictwa o Głogówku, jest manierystyczny portal Samuela Seinhoffera nad bramą zamkową.
Glogov a Polska
Do kart historii Polski przeszedł Franciszek Euzebiusz. W murach renesansowego zamku, podczas potopu szwedzkiego w roku 1655 przez kilka tygodni mieściła się stolica Polski. W rezydencji Oppersdorffów znalazł schronienie król Jan Kazimierz wraz z rodziną i orszakiem. Łącznie przybyło tu 1800 gości, podczas gdy miasto liczyło wtedy 1100 mieszkańców. W zamku przebywali m.in. Stefan Czarniecki, Jan Andrzej Morsztyn, Jakub Sobieski i Marysieńka. Rok później gościnny hrabia otrzymał polskie szlachectwo oraz urząd starosty księstwa opolsko-raciborskiego.
Mija 150 lat, gdy kolejny z Oppersdorffów, Franciszek Joachim Wacław zostaje obdarowany przez największego kompozytora ówczesnej Europy, Ludwiga van Beethovena IV Symfonią B-dur – także w podzięce za gościnę. W czasie I wojny światowej w zamku mieściły się koszary i lazaret. W czasie plebiscytu, X ordynat zamku, Jan Jerzy Oppersdorff za swą propolską opcję doznawał szykan ze strony miejscowych władz.
Ostatni Oppersdorff, panujący w Oberglogau to Wilhelm Jan. W roku 1945 zdążył opuścić wraz z rodziną zamek i miasto, zanim zajęła je Armia Radziecka. W czasie II wojny światowej zamek nie uległ zniszczeniom. W roku 1957 rozpoczęto prace konserwatorskie, ale ich, jak widać, nigdy nie ukończono.
Oppersdorff sprzedany
Z tak olbrzymim, 500-letnim spadkiem, jaki Oppersdorffowie zostawili w roku 1945 polskiemu odtąd miastu Głogówek, kolejni włodarze nijak nie dali sobie rady. Zamek Oppersdorffów jest drugą - po Brzegu - największą i najzacniejszą rezydencją śląską w granicach administracyjnych dzisiejszej Opolszczyzny. Renesansowo-barokowa siedziba magnacka za 160 tysięcy złotych – to dużo czy mało za największy po Brzegu zamek w regionie? Tyle samo kosztuje mały domek na wsi. Jednak aby odrestaurować mocno już podniszczonego olbrzyma, Robert Majcherowski, przedsiębiorca z Częstochowy, musi wydać chyba 100 razy tyle. Ile dokładnie, trudno się dowiedzieć, bo nowy pan głogóweckiego zamku jest nieuchwytny telefonicznie, a jego strona internetowa: www.sigma-trade.pl – nieaktywna.
Właściciel spotkał się w miniony piątek z wiceburmistrzem Głogówka, Józefem Skibą, przedstawiając dokumentację, zaakceptowaną już przez konserwatora i nadzór budowlany. Remont dachu, przewidziany w pierwszym, 3-letnim etapie odbudowy zamku rozpocznie się we wrześniu, obiecuje Majcherowski władzom Głogówka. Nowy właściciel zamku powinien także, zgodnie z umową, w pierwszym etapie odrestaurować elewację zamku i kaplicę św. Jana Chrzciciela z XVIII-wiecznymi freski Franciszka Sebastiniego, jednak obecnie nie ma na to pieniędzy. Liczy na środki z ministerstwa kultury i unijne dotacje.
Muzeum pozostanie
Robert Majcherowski przystał na warunek, by w zamku nadal funkcjonowało powstałe tu w 1975 roku Muzeum Regionalne. Mieści się ono w trzech obiektach: baszcie, zamku, bramie zamkowej. W baszcie, dawnym więzieniu zwiedzimy cele, izbę tortur oraz izbę śląską. W bramie mieści się obecnie sala poświęcona znakomitemu malarzowi Janowi Cybisowi (pochodził z pobliskiego Wróblina) oraz Rafałowi Urbanowi (pisarz, gawędziarz z Głogówka).
W zamku dolnym, w dawnej bibliotece dworskiej jest od 1977 roku sala Beethovena z klawikordem, na którym grał i listami do ordynata. Na sklepieniach zachowały się plafony z 24 łacińskimi aforyzmami biblijnymi z Nowego Testamentu. „Paradoksy” te odnosiły się do tematyki poszczególnych księgozbiorów. Biblioteka Oppersdorffów była jedną z najbogatszych na Śląsku.
W sali odbywają się koncerty kameralne, jest też wystawa akwarel Alojzego Wierzgonia.
Salę Kazimierza urządzono tu na pamiątkę pobytu króla.
Dopiero w 2003 roku (!) powstała na zamku w Głogówku sala poświęcona Oppersdorffom – przez 5 stuleci władającym tym miastem. Pamiątek po nich nie uzbierało się wiele, jest kilka fotografii z wystrojem dawnych wnętrz.
Informacje dla turystów
Nazwa od 1742 do 1945: Obeglogau, (wcześniej Klein Glogau, Kraut Glogay), po czesku: Horny Glogov.
Głogówek (powiat prudnicki) leży 42 km na południe od Opola, na Płaskowyżu Głubczyckim, w dolinie rzeki Osobłogi, lewego dopływu Odry, na trasie Bytom-Prudnik.
Przez miasto przebiegają 2 szlaki tras rowerowych Euroregionu Pradziad w Dorzeczu Osobłogi:: Szlak Śląskich Sanktuariów, Szlak Zamków i Pałaców.
Do Głogówka warto zawitać jesienią, w czasie koncertów Śląskiego Festiwalu im. L. van Beethovena. Daty i miejsca koncertów są zamieszczane w internecie: www.glogowek.pl
Koniecznie należy zwiedzić perłę śląskiego baroku – kościół św. Bartłomieja z opisaną wcześniej kaplicą Oppersdorffów i kościół franciszkanów z wbudowanym weń Domem Loretańskim. Dziś, gdy minęło już kilka stuleci od zbudowania tej repliki domu Maryi z Loreto, podstarzałe, mroczne, surowe ściany i resztki XVII-wiecznych fresków Sebastiniego czynią paradoksalnie ten zabytek bardziej zbliżonym do oryginału niż przed wiekami, gdy replika powstała.
Zachwyca urodą renesansowy ratusz z 1608 roku, zdobiony w dobie baroku polichromiami Sebastiniego i rzeźbami Jana Schuberta oraz kolumna maryjna na rynku, odzyskana przez miasto i postawiona tu ponownie w 2003 roku.
Nocleg: Salvia, Fantazja
Restauracje: Salvia
Warto wiedzieć
Jan Cybis - wybitny polski kolorysta, prof. ASP w Warszawie urodził się (1897) we Wróblinie koło Głogówka. Największy zbiór jego prac w Polsce posiada Muzeum Śląska Opolskiego.
Rafał Urban – wybitny śląski publicysta, gawędziarz.
W Mionowie niedaleko Głogówka urodził się (1857) teolog Johannes Chrzaszcz, nestor górnośląskiego piśmiennictwa historycznego. Dzięki niemu znamy dziś biografie m.in. św. Wojciecha, św. Hiacynta, bł. Czesława i Bronisławy. Był twórcą Górnośląskiego Towarzystwa Historycznego w Opolu.
Są trzy pałace na Opolszczyźnie, w których urządzono gospodarstwa agroturystyczne. Wszystkie leżą na Ziemi Kluczborskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie: w Gołkowicach, Biskupicach i Proślicach.
Gołkowice: konie, ryby i akupunktura
Pałac w Gołkowicach powstał w 1750, a zbudował go ziemianin, właściciel sąsiednich majątków, hrabia von Götz. Pałac był też własnością hrabiego Magnusa i Gottlieba Lipińskiego. W XIX wieku Gołkowice posiadali Franckenbergowie z Tułowic. Pamiątką po Franckenbergach jest herb na witrażu w pobliskim drewnianym kościele.
Ostatnim właścicielem wsi była rodzina von Lieres. W parku zachował się grobowiec rodu. Rudolf Lieres kupił Gołkowice za 250 tysięcy marek w roku 1902. Rok 1945 zakończył gospodarowanie na gołkowickim majątku Konstantyna i Eleonory. Zmuszeni byli uciekać przed frontem na Zachód. Posiadali tu 700 hektarów pól, gorzelnię, cegielnię. Po cegielni został tylko komin, a gorzelnia zamknęła produkcję w latach 50-tych. Dzieci Lieresów mieszkają w okolicy Monachium: Marianna, dr filozofii, Gerd – dyrektor międzynarodowej firmy handlowej – odwiedzają Gołkowice – pałac i groby w parku.
W 1945 roku w pałacu stacjonował sztab wojsk radzieckich. Po wojnie mieściła się tu szkoła podstawowa, w latach 50-tych – także szkoła średnia. W latach 70-tych gospodarowało RSP. W roku 1982 za symboliczną złotówkę zabytek zakupił pan Czupryj z Wrocławia, jednak nie rozpoczął remontu mocno zaniedbanego obiektu. Janusz Jasiński odkupił pałac wraz z parkiem w roku 1990 – już nie za symboliczną kwotę - wspomina. Urządził tu gospodarstwo agroturystyczne: 5 pokoi, bufet, konie, bryczki, łódki... W gorzelni, którą także remontuje, przygotowuje 8 kolejnych pokoi dla turystów. Można łowić ryby w stawie przy pałacu: karpie, amury, liny. 12-hektarowy park, z pomnikami przyrody, będący po części własnością gminy Byczyna stwarza nastrój do wypoczynku. Jeden wekend w miesiącu rezerwuje w pałacu lekarz z Mongolii, który leczy metodami naturalnymi: stawia bańki, stosuje akupunkturę.
Remont obiektu zabytkowego i jego utrzymanie za własne, ciężko zarobione pieniądze, bez pomocy samorządu – to gehenna, mówi Jasiński. 7 tysięcy metrów sześciennych do ogrzania zimą – jest sporym wydatkiem. Hektar łąki do skoszenia latem... Przydałaby się pomoc samorządu lokalnego, mówi właściciel. Choćby w przydzieleniu stażysty do prowadzenia marketingu gospodarstwa (Powiatowy Urząd Pracy odmówił). Choćby w zakupie tańszego drewna z pobliskiego parku (gmina odmówiła, innym nie). Choćby preferencyjnego kredytu (bank odmówił). Jasiński nie ukrywa żalu. Za własne pieniądze, zarobione w swojej firmie transportowej odrestaurował zabytek i wziął kredyt na 29 %. Gdy kupował pałac 16 lat temu, 80 % holu leżało w gruzach, przez dziurawy dach lało się do komnat. Dziś, przyznaje gospodarz, daleko tu do luksusu, ale zabytek jest uratowany i służy turystom, kosztem zainwestowanych prywatnie 100 tysięcy złotych.
Park z sowami, kociołek na ognisku
Klasycystyczny pałac w Biskupicach leży kilka kilometrów przed Gołkowicami, gdyby jechać z Kluczborka do Byczyny. Zbudował go w roku 1800 Georg Wilhelm von Paczensky, urzędnik podatkowy powiatu oleskiego. Data i nazwisko widnieją na płycie granitowej, wmurowanej nad drzwiami wejściowymi. Zachowały się oryginalne drzwi, podłogi, dwa okna, klatka schodowa, ozdobne gzymsy oraz ciekawe sklepienie beczkowe w jednej z komnat na parterze.
W roku 1872 pałac zakupił Karl von Jordan, mieszkał w nim i gospodarzył w majątku do roku 1945. Po wojnie obiekt przeszedł na własność Skarbu Państwa. Mieścił się tu PGR. W pałacu były biura oraz mieszkania dyrektora i księgowego. Obiekt był remontowany i zadbany. W latach 90-tych odnowiono elewację.
Obecni właściciele – Krystyna i Andrzej Janik – kupili zespół dworsko-pałacowy w Biskupicach w roku 1996. Po licznych remontach, w obiekcie są do dyspozycji agroturystów trzy pokoje z kuchniami i łazienkami oraz wspólnym salonem. Meble w stylu epoki, ogród z uprawami ekologicznymi, grill, miejsce pod ognisko – to walory tego miejsca. Ale największym plusem Biskupic jest cisza. Po tę ciszę przyjeżdżają tu goście z całej Polski, z Niemiec i Francji. Gospodarstwo należy do francuskiego stowarzyszenia agroturystycznego Acceuil Paysan. Krystyna Kwiatek jest z zawodu nauczycielką języka francuskiego. Chętnie przyjeżdżają tu rodziny z dziećmi, które oprócz odpoczywania ... konwersują.
Jest tu nieduży, bo zaledwie 1,5 hektarowy park, otulający pałac. Jego atrakcje to aleja grabowa, 300-letnie dęby i sowy, które koncertują gdy tylko pojawią się goście.
Można wypożyczyć rowery i pojechać na wycieczkę szlakiem pobliskich kościołów drewnianych albo na ryby do Gołkowic. Położony w pobliżu pałac Janusza Jasińskiego to wprawdzie konkurencja, ale też dopełnienie oferty. Polecając się nawzajem – tworzy się bogatszą ofertę dla turystów. Na ryby można też podjechać nad pobliski zalew. Jeśli ryby, grzyby i jagody się znudzą, właścicielka pałacu przyrządzi specjalność kuchni – „kociołek gospodarza”, gotowany w garze na ognisku.
Rycerze, słowiki i dereniówka
Gdy Tadeusz Kwiatek zobaczył pałac po raz pierwszy, trochę się przestraszył ogromu prac. Jest budowlańcem, więc wiedział co go czeka: wymiana wszystkich instalacji, okien, zdrapanie kilku warstw olejnej farby, pokrywającej zabytkowe podłogi. Udało się, dzięki entuzjazmowi i współpracy rodziny: żony Romualdy i syna Tomasza.
Proślice to wieś położona na drodze z Byczyny do Jakubowic.
Pałac zbudował tu na przełomie XVIII/XIX wieku hrabia Ernst von Strachwitz. Potem kolejno posiadali go Johan i Heinrich von Strachwitz, a w latach 1857-72 Ernst von Rittberg.
Ostatnimi właścicielami majątku w Proślicach był ród von Watzdorf: Leo (1872-82), Emmy (1882-1903) oraz do 1945 – Rudolf von Watzdorf. To on przebudował pałac i dodał mu trzecią kondygnację. Wnuczka Rudolfa, Eryka von Schumann z Norymbergi odwiedza czasem Proślice.
W 1946 roku w pałacu powstała szkoła podstawowa, która działała tu nieprzerwanie do roku 2002 – zamknięto ją z przyczyn demograficznych. Po dwuletniej przerwie i próbach sprzedaży przez gminę Byczyna obiekt znalazł się w rękach spółki rodzinnej: Przedsiębiorstwo Hetman Roma Byczyna sp. z o.o. Pani Romualda Kwiatek, prezes spółki, była akredytowanym konsultantem funduszy europejskich i zaplanowała pozyskać środki europejskie na remont i modernizację pałacu. Inwestorów zachęciły też plany gminy Byczyna, w których jest powołanie Centrum Rzemiosła Rycerskiego w pobliskiej okolicy. Dzisiaj, zaledwie trzy kilometry stąd, buduje się średniowieczny gród, wielka atrakcja Opolszczyzny.
Stan tego późnobarokowego pałacu, w momencie kupna nie był zły, w porównaniu z innymi zabytkami, jakie zachowały się w okolicznych wsiach i w całym województwie. W przeciągu dwóch lat gospodarze wymienili instalację elektryczną, wyremontowali sale bankietowe i szkoleniowe, przystosowali piętro pałacu na część gościnną. Jest tu ponad 30 miejsc noclegowych, odbywają się przyjęcia rodzinne, okolicznościowe, firmowe, nawet na 120 osób. Właściciele pałacu w Proślicach, jako nieliczni gospodarze obiektów zabytkowych wiedzą, jak się starać o środki unijne, piszą projekty. Pałac odwiedzają głównie goście z województwa dolnośląskiego i śląskiego. Zaś na wesela, urządzane w pałacu, często przyjeżdżają Niemcy. Wesela w Proślicach organizowane są wedle tradycji rycerskich, jeśli państwo młodzi się godzą na taki styl. Bowiem w pałacu działa Europejskie Centrum Rzemiosła Rycerskiego. Park, otaczający pałac liczy 2.5 hektara. Jest tu 550-letnia lipa, a w pobliżu najstarszy na Opolszczyźnie jawor. I Dolina Słowików. Właśnie w tej okolicy znajduje się największe w Europie skupisko lęgowe tych ptaków.
Najbliższe plany gospodyni to kuchnia ekologiczna. Zdrowa żywność to na pewno magnes, przyciągający gości z miasta. Lokalny przysmak, serwowany w pałacu to dereniówka – nalewka z owoców derenia złocistego, jaki porasta okolicę. I jak przystało na dzierżonowskie tradycje tej okolicy – sporo potraw szykuje się tu na miodzie.
Na wsi krążą legendy na temat tajemniczego przejścia między piwnicami pałacu a kościołem. Jednak brakuje chętnych do przejścia podziemnym korytarzem. Piwnicami pałacowymi były często straszone dzieci w szkole, które nawet jak dorosły, do dziś się boją tam zejść.
Gdzie to jest
Gołkowice, Biskupice, Proślice – gmina Byczyna, powiat kluczborski.
Wszystkie trzy gospodarstwa agroturystyczne, urządzone w pałacach promują wydawnictwa Kluczborsko-Oleskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej oraz mapa agroturystyczna województwa opolskiego, dostępna w Opolskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej i Związku Śląskich Rolników.
Ścieżek rowerowych, prowadzących do tych obiektów na razie jeszcze w gminie Byczyna nie wytyczono, ale właściciele pałaców wypożyczają rowery i objaśniają, co warto zwiedzić. Trasy są w planach, w związku z budowanym za środki unijne grodem rycerskim przy zalewie Biskupice-Brzózki.
Noclegów i gastronomii w najbliższej okolicy w tym przypadku nie mogę polecać, bo warto przenocować i zjeść właśnie tutaj.
Wjazdu do bram tej rezydencji strzegą kamienne dziki. Są też w herbie rodu Strachwitz i wsi Izbicko. Już na wiosnę nowy właściciel pałacu obiecuje serwować w nim dziczyznę.
Gdy wylatujemy samolotem z wrocławskiego lotniska Strachowice gdzieś w daleki świat, nie kojarzymy tego miejsca ze śląskim rodem von Strachwitz, którego potomkowie władali naszymi wioskami: Kamieniem Śląskim, Izbickiem, Otmicami, Szymiszowem, Poznowicami, Krośnicą, Sprzęcicami, Siedlcem, Utratą...
Port lotniczy im. Mikołaja Kopernika we Wrocławiu-Strachowicach leży w miejscu majątku przodków tej znakomitej śląskiej rodziny. Do 1973 roku Strachowice były samodzielnym osiedlem, położonym 10 km od centrum Wrocławia. Wiemy z kart historii, że w bitwie pod Legnicą jedna z familii – z majątku Strachowice koło Wrotizli (Wrocławia) – straciła aż czternastu rycerzy. Potomkowie jedynego męskiego członka rodu, który przeżył, od 1285 roku posługiwali się nazwiskiem von Strachwitz i przez następne siedemset lat nadal odgrywali olbrzymią rolę w życiu politycznym, gospodarczym i kulturalnym Dolnego i Górnego Śląska.
W tym roku, w 765-lecie bitwy pod Wahlstatt/Dobre Pole pod Legnicą, rodzina Strachwitzów, rozsiana po świecie, spotka się w Legnicy.
Osada istniała tu już w IV wieku, poza dzisiejszym centrum wsi, na „kopcu”. XIII-wieczny dokument biskupa wrocławskiego Jana III potwierdza istnienie parafii Istbisco. W średniowieczu teren ten należał do książąt opolskich, a w kolejnych wiekach do kilkunastu rozmaitych rodów: Manowski, Frankenberg, Larisch, Stuuer, Seilitz, Erichson.
Od roku 1811 aż do 1945 właścicielami Izbicka są Strachwitzowie. Na XVIII-wiecznym sztychu widać, że pałac zbudowany był w stylu klasycystycznym. Posiadał dwie narożne, blankowane wieże. Aby doń dojechać, należało minąć rozległe stawy rybne, które jeszcze dziś zachowały się w lasach „na Utracie”.
Lasy, od wieków największe bogactwo tej okolicy, nadal zajmują 1/3 powierzchni gminy.
W roku 1921, w czasie III Powstania Śląskiego, pałac został ograbiony i spalony. Heinz von Strachwitz odbudowywał go przez 10 kolejnych lat, ale nie przywrócił mu już dostojnego, pierwotnego stylu, nie odtworzył wieżyczek z blankami, które zachowały się jedynie na starych rycinach. Schloss Stubendorf posiada odtąd mało intrygujący kształt neobarokowy. II wojna światowa nie spowodowała żadnych poważniejszych zniszczeń w pałacu.
Nasza Grejfin
Każdy ją zna. Na Margrit mówią w Izbicku „nasza Grejfin” .Hrabina już od 1992 roku przyjeżdża tu regularnie, mieszka wtedy na plebanii. W Stubendorfie spędziła dzieciństwo, chodziła do szkoły. Opracowuje kościelne kroniki i rejestry, rozszyfrowuje staroniemieckie, gotyckie pisma.– Hrabina jest Honorowym Obywatelem Gminy Izbicko. Pomaga od lat, kupuje biednym lekarstwa, ubrania, pomaga szkole, gminie – ale zawsze bezimiennie, nigdy nie pozwala wymieniać swej osoby jako darczyńcy, jest bardzo skromna – mówi były wójt Izbicka, Manfred Grabelus.
Miała w 1945 roku 20 lat, uciekała przed frontem w styczniu ze szkoły w Środzie Śląskiej. - Zostaliśmy bez dachu nad głową, dosłownie bez niczego. Pamiętam, że mój ojciec, gdy wrócił z niewoli amerykańskiej, aby utrzymać rodzinę, zabrał się do handlu drzewem. Mieliśmy w Izbicku pola, lasy, stawy, więc ojciec znał się na gospodarce, ale nie bardzo potrafił handlować. Ciężko było – wspomina hrabina. Cieszy się, że pałac, w którym się urodziła, już nie niszczeje, że znalazł się inwestor. Ale zanim opolski przedsiębiorca wyremontował neobarokowy pałac w Izbicku, obiekt wiele lat stał nieużytkowany i niszczał.
Pałac-VIP
Po wojnie powstała tu Państwowa Szkoła Gospodarstwa Wiejskiego, a w latach 50-tych Technikum Rolnicze. W roku 1984 rozpoczął się remont pałacu, należącego do Opolskiego Kuratorium Oświaty, który zamienił obiekt w ruinę. Szkołę tak „wyremontowano”, że pozbawiono ją kompletnie zabytkowego wyposażenia i stolarki. W 2003 roku zniszczony pałac odkupił od Starostwa Powiatowego w Strzelcach Opolskich przedsiębiorca z naszego regionu. 10-hektarowy park nabył rok temu od gminy Izbicko. Właściciel nie utrzymuje kontaktów z potomkami Strachwitzów, od czasu gdy pojawiły się pogłoski, iż mają oni zamiar dochodzić praw do majątku poprzez założone w Niemczech Powiernictwo Pruskie. Choć Margrit Strachwitz zaprzecza, jednak sprawa ochłodziła pierwotne dobre stosunki inwestora z niemieckim rodem. Dla osób zainteresowanych bliższym poznaniem rodziny von Strachwitz odsyłam do ich strony internetowej: www.strachwitz.net.
Remont pałacu w Izbicku, rozpoczęty 3 lata temu, zostanie ukończony jeszcze tego roku, ale uroczyste otwarcie nastąpi w marcu. Będzie tu centrum biznesowe VIP-PALM z pięcioma salami konferencyjnymi, dwoma salami balowymi. Pokoi 60, miejsc noclegowych 120. Będzie centrum odnowy biologicznej, konie, bryczki, limuzyny,korty tenisowe i boisko sportowe. Adres pałacu na stronie: www.vip-palm.pl
Gdzie jest pałac
Nie radzę poszukiwać go w internecie. Jeśli wejdziemy na stronę gminy, nie dowiemy się zbyt wiele o zabytku. Mylna informacja, jakoby posiadał wygląd neoklasycystyczny, choć różnica między klasycyzmem a barokiem jest spora - może laika nie razić. Gorzej, że na stronie Urzędu Marszałkowskiego – w dziale poświęconym zamkom i pałacom – pałac w Izbicku to nadal Technikum Rolnicze. Ta sama informacja pojawia się automatycznie na stronie Polskiej Organizacji Turystycznej.
Izbicko leży w pobliżu autostrady A-4 (zjazd na Gogolin), na drodze 94 (E-22), zwanej tu od zawsze drogą strzelecką.
Przez gminę przebiega trasa rowerowa nr 52 „Szlakiem Sanktuariów” i trasy boczne nr 151 i 160 wg turystycznej mapy rowerowej „Rowerem po Śląsku” oraz trasa nr 52-s (szlak czarny) wg mapy „Dolina Małej Panwi. Czarny szlak, który przebiega przez Kamień Śląski, Otmice, Izbicko, Utratę, wiedzie z Góry Św. Anny do Olesna. Zanim w pałacowej kuchni przyrządzą nam dziczyznę, upolowaną w miejscowych lasach, możemy zjeść w „Izbiczance” albo w „Piku”. Na nocleg jednak trzeba będzie poczekać do wiosny.
Gdyby nie charyzmatyczny charakter i autorytet arcybiskupa opolskiego, Alfonsa Nossola, dziś w Kamieniu Śląskim nie byłoby śladów po rodowej siedzibie Odrowążów; chyba że śladami nazywalibyśmy kikuty spalonych murów i porośnięte lasem rumowisko – bo tak wyglądało to miejsce jeszcze na początku lat 90-tych.
Arcybiskup jednak twierdzi, jak na duchownego przystało, że cudu odrodzenia pałacu dokonał św. Jacek. Sprawił, iż nie tylko rodowe gniazdo Odrowążów zostało przywrócone do życia, ale wręcz rozwija się coraz prężniej, jak żadna inna miejscowość Opolszczyzny.
Cudowi skutecznie dopomogło zaangażowanie opolskiej Kurii Biskupiej i pieniądze Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz licznych sponsorów. Pałac został odtworzony zaledwie w cztery lata. Od roku 1994 służy jako Centrum Kultury i Nauki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego.
Turystów i pielgrzymów sprowadza pod mury odrestaurowanego pałacu niesłabnący kult urodzonych tu: św. Jacka (1183), św. Bronisławy (1200) i św. Czesława (1175).
Od roku 2005 Kamień Śląski to także siedziba "Sebastianem Silesiacum" - pierwszego w Polsce sanatorium, specjalizującego się w leczeniu i profilaktyce w myśl zasad bawarskiego księdza Sebastiana Kneippa. Inwestorem i właścicielem sanatorium jest opolska „Caritas”.
Kamieńskie rody
W średniowieczu wieś nazywała się Camen (1335), w czasach niemieckich Gross Stein. Nazwa wywodzi swą etymologię od pokładów kamienia wapiennego, macierzystej skały, na której leży. To jedna z najstarszych miejscowości na Śląsku. Po raz pierwszy została odnotowana w Kronice polskiej Galla Anonima (spisanej w latach 1112-1116), w związku z pobytem księcia Bolesława Krzywoustego w Kamieniu (rok 1104). Książę goszcząc u Odrowążów, doglądał z tego miejsca prac budowlanych w kozielskim grodzie.
Od połowy XIV wieku zamek był własnością rycerza Tomasza z Kamienia, a w 1591 roku przeszedł w ręce Mikołaja Strzały, właściciela Strzelec Opolskich i jego spadkobierców: Jana Bessa, Mikołaja i Piotra von Rokowsky, Wacława von Kaldenborn. Czasy największej świetności Kamienia to wiek XVII i XVIII, lata panowania przybyłego na Śląsk z Irlandii rodu Larischów.
Baltazar Ludwik von Larisch, starosta powiatu opolskiego, posiadł Kamień Śląski, Chorulę, Otmęt, Siedlec i Daniec. To on przebudował zamek na pałac. W roku 1701, z inicjatywy Magdaleny Engelburg von Larisch, zbudowano w wieży kaplicę poświęconą św. Jackowi, bo według legendy, właśnie w tym miejscu znajdowała się komnata, w której święty przyszedł na świat. W pałacu zamieszkał dominikanin, który codziennie odprawiał tu mszę. Ostatnimi Larischami w Kamieniu są Zofia z domu Strachwitz (właścicielka Kalinowa, Zakrzowa i Otmętu) i Karol Ludwik. To i zawdzięczamy wygląd i wystrój obecnego kościoła (oboje spoczywają w jego podziemiach). Po śmierci męża bezdzietna Zofia von Larisch zapisała kamienieckie dobra bratu Ernestowi von Strachwitz – prałatowi i archidiakonowi diecezji wrocławskiej. Odziedziczył je chrześniak Zofii, hrabia Hiacynt von Strachwitz. Ten stary, śląski ród, panował tu od roku 1808 przez kolejne półtora wieku, powiększając majątek ziemski o okoliczne wsie Izbicko i Szymiszów.
W 1944 roku w pałacu zostaje urządzony szpital, w 1945 - kaplicę spalono, a pałac splądrowano. Po wojnie mieścił się w nim dom dziecka. W latach pięćdziesiątych, gdy ruszyła rozbudowa pobliskiego, poniemieckiego lotniska, dom dziecka zlikwidowano, a pałac zamieniono na obiekt wojskowy, w którym rezydowały wojska sowieckie. Następowała dalsza dewastacja zamku i w końcu celowe podpalenie (rok 1973), wojsko bowiem nie zezwoliło miejscowej jednostce OSP na jego ugaszenie. Zdewastowane ruiny przez olejnych 20 lat nie budziły niczyjego zainteresowania.
Ostatni z rodu Strachwitzów, który urodził się w Kamieniu Śląskim z zmarł w kilka lat temu w Bawarii. Zgodnie z ostatnią wolą został pochowany w rodzinnym grobowcu przy miejscowym kościele.
Był synem legendarnego Hyacintha „Panzer-Grafa”, najsłynniejszego dowódcy niemieckich jednostek pancernych, odznaczonego prestiżowym Krzyżem Rycerskim z diamentami.
Św. Jacek i zdrowa woda
Opolska Kuria Biskupia zakupiła obiekt wraz z zabudowaniami i parkiem w 1990 roku. Sanktuarium zostało poświęcone i oddane do żytku w 1994 roku. Jego sercem jest kaplica św. Jacka, patrona Kamienia Śląskiego. Był on założycielem pierwszego w Polsce zakonu i klasztoru dominikanów w Krakowie (po powrocie ze studiów w Rzymie, Bolonii i Paryżu). Ołtarz sprowadzono tu ze zrujnowanego pałacu w Siestrzechowicach koło Nysy. Wkomponowany weń święty Jacek trzyma w jednej ręce monstrancję, w drugiej figurkę Matki Bożej. Po bokach ołtarza umieszczone zostały figury kolejnych Odrowążów z Kamienia: bł. Czesława (patrona Wrocławia) i bł. Bronisławy (norbertanki z Krakowa).
Pielgrzymi przybywają do sanktuarium św. Jacka najliczniej z okazji sierpniowego odpustu.
W pobliżu zamku, w odrestaurowanych wnętrzach starej wozowni, stajni i stodoły powstał Zespół Turystyczno-Wypoczynkowo-Rehabilitacyjny Sebastianeum Silesiacum „Caritas” Diecezji Opolskiej.
W wodzie jest zdrowie – mawiał bawarski ksiądz Sebastian Kneipp. Lecznicze właściwości terapii kneippowskiej już od 30 lat poznaje w bawarskim Bad Wörishoffen ksiądz arcybiskup Alfons Nossol. To on postanowił w Kamieniu Śląskim stworzyć podobny ośrodek. Specjalnością tego nowoczesnego i jedynego w Polsce sanatorium leczącego zgodnie ze wskazówkami bawarskiego księdza jest hydroterapia. Wykorzystuje się tu naturalne zasoby miejscowej wody oligoceńskiej oraz własne uprawy ziół.
W pobliżu Sebastianeum, w przypałacowym parku mieści się ośrodek hipoterapii. Jazda konna, prowadzona pod kontrolą rehabilitanta to kolejna atrakcja we wsi i wzbogacenie oferty zabiegów, jakie oferuje ośrodek wodoleczniczy w Kamieniu Śląskim.
Okno na świat
Jeśli dodać, że Kamień Śląski (gmina Gogolin, powiat krapkowicki) leży zaledwie 8 km od autostrady A-4, a tuż za murem pałacu i sanatorium powstaje nowoczesne, prywatne lotnisko pasażerskie, można rzec, że ta wieś jest rzeczywiście opolskim oknem na świat. Międzynarodowy port lotniczy, będący jednocześnie regionalnym lotniskiem dla województwa opolskiego będzie obsługiwał połączenia międzynarodowe, loty czarterowe, obsługę przesyłek cargo.
Lotnisko o powierzchni 285 ha, z bocznicą kolejową i hotelem dopełni atrakcyjności tego miejsca na mapie województwa opolskiego. Już dziś startują stąd prywatne "aero-taxi", którymi można udać się na spotkanie biznesowe albo zwiedzić Opolszczyznę z lotu ptaka.
Powstało ono w tym miejscu już przed II wojną światową z inicjatywy hrabiego von Strachwitza. Podczas wojny pełniło rolę zapasowego lądowiska Luftwaffe. Rozbudowane na potrzeby stacjonującej w Kamieniu Armii Sowieckiej,a w latach 70-tych użytkowane przez Ludowe Wojsko Polskie – służyło lotnisko zapasowe dla Pyrzowic. Dziś przy lotnisku działa już motel Aviator z 36 miejscami noclegowymi.
Od czasu, gdy św. Jacek, z pomocą ludzką, zabrał się za cudowne przemienienie swojej rodowej siedziby, Kamień Śląski pięknieje i rozwija się gospodarczo. Uroku dodaje wsi żółty, miejscowy kamień, który szczęśliwie powraca, zgodnie z odwieczną, miejscową tradycją, na elewacje domów, jako murek czy ścieżka do domu.
Pałac, sanatorium, baseny kryte i otwarte, komfortowa baza noclegowa, restauracje, bary, dyskoteka ...Wszystkie te atrakcję ulokowane w najpiękniejszej wsi Opolszczyzny z lotniskiem „pod oknem” i autostradą, stawiają tę małą i do niedawna mało znaną w regionie wioskę w roli magnesu, przyciągającego w te strony pielgrzymów, turystów, kuracjuszy, inwestorów i wszystkich nas – opolan.
Gdy niejeden dyrektor PGR-u przewoził zabytkowe meble do swojej willi, a sztukaterie, podłogi i ściany zakrywał olejną lamperią, gospodarz dworu w Karczowie odbierał z rąk generalnego konserwatora zabytków I nagrodę w I. Ogólnopolskim Konkursie na Najlepszego Użytkownika Obiektu Zabytkowego.
Był rok 1975, a owym gospodarzem pałacu był mgr inż. Andrzej Zydek. Przykład dworu w Karczowie, jak też opisywanego wcześniej w Gazecie pałacu we Frączkowie burzy utrwalony na Opolszczyźnie mit, że „za komuny” nie wolno było restaurować poniemieckich zabytków.
Karczów: Schenewicz, 1471- Schonwitz, 1531- Schonowitz, do 1945 Schönwitz.
Tradycyjna wieś ulicówka, leży na „starej” trasie z Opola do Wrocławia, w gminie Dąbrowa. W roku 1750 posiadłość należała do Jerzego Henryka von Tschirsky. Pierwszy dworek w barokowym stylu został zbudowany w północnej części kmiecej osady na przełomie wieku XVII/XVIII. W 1785 roku zmarł Jerzy von Tschirsky, a jego spadkobiercą został zaadoptowany syn, Fryderyk Leonard Konrad von Tschirsky.
W roku 1791 roku Fryderyk przebudował zespół dworski i otoczył go parkiem angielskim.
3-hektarowy park, wraz z zabytkowymi okazami dębów szypułkowych (250 lat), zachował się w Karczowie do dziś. Około 1818 roku właścicielem Schoenwitz był major von Arnstaed, a po jego śmierci, w roku 1831, majątek nabył hrabia Fryderyk Leopold Stollberg zu Stollberg. Hrabia dokonał drobnej przebudowy dworku. W roku 1843 za kwotę 75,000 talarów posiadłość kupił Aloes Dionizy Ottow. W roku 1859 kolejnym właścicielem Karczowa został niejaki Weber, a trzy lata później - Walter z Nysy. To on w pięknym stylu przebudował dwór, który w takim właśnie stanie przetrwał do dzisiaj. Niestety, dalszy etap zarządzania posiadłością przez Waltera doprowadził do utraty połowy ziemi należącej do majątku, a potem do wystawienia Karczowa na licytację.
6 maja 1890 roku, za kwotę 450,000 marek, posiadłość Schönwitz odkupił Fryderyk von Wichelhaus, właściciel sąsiedniego Naroka i Skarbiszowa, z myślą o swoim najstarszym synu. Fryderyk Wilhelm von Wichelhaus przejął Karczów 22 lipca 1890 roku. W roku 1905 poprzez przebudowę dachu dokonano ostatniej zmiany w zewnętrznej architekturze dworu. Około roku 1927 majątek został przekazany Bernardowi von Wichelhaus, najmłodszemu synowi Fryderyka. Przez pierwsze lata, ze względu na złą sytuację gospodarczą, w zarządzeniu pomagała mu spółka „Schlesische Provinziale Landschaft”, skupiająca właścicieli, którym groziło bankructwo. 7 grudnia 1941 roku pod Kriukowem zginął Bernard von Wichelhaus i do końca II wojny światowej posiadłością zarządzała jego żona, Rosemarie wspomagana przez stryja męża, Ottona von Wichelhaus. W styczniu 1945 roku, wraz z dziećmi, opuściła Karczów i wyjechała do Niemiec.
PGR rujnuje, Zydek ratuje
Po wojnie folwark rozparcelowano między okolicznych repatriantów, we dworze zamieszkał zarządca. Potem gospodarzyła tu spółdzielnia rolnicza, a gdy splajtowała, nastały czasy
PGR-u Sokolniki.
W roku 1961 z inicjatywy dyrektora Andrzeja Zydka rozpoczął w dworku działalność Wojewódzki Państwowy Zakład Unasienniania Zwierząt. Zakład stał się w krótkim czasie krajowym i międzynarodowym ośrodkiem szkoleniowym i kongresowym, a także modelowym centrum badawczo-wdrożeniowym w Polsce.
Dworek został przejęty w takim stanie, jak inne popegeerowskie mienie w owych czasach.
W piwnicach - magazyny nawozów sztucznych, w komnatach - spichrze zbożowe. Zacieki, grzyb, brakowało okien. Andrzej Zydek, nie bacząc na krytyczne uwagi lokalnych władz, postanowił wyremontować zabytkowy dwór systemem gospodarczym: z własnych środków finansowych zakładu i nakładem własnej pracy zatrudnionych tu osób (lata 1970-75). Kupował w okolicy zabytkowe meble, wymieniał drewno opałowe na stare ramy z obrazów. Zabytkowe drzwi przytargał ze śmietnika, a piec z miśnieńskich kafli uratował od szabru. W sali rycerskiej odkrył gotycką cegłę, więc zdarł farbę olejną i zostawił goły tynk.
W 1975 roku Karczów otrzymał I nagrodę w I Ogólnopolskim Konkursie na Najlepszego Użytkownika Obiektu Zabytkowego. Jak wspomina Zydek, nagrodą dla zakładu był obraz olejny przedstawiający krowę i konia na pastwisku. Dyrektor dostał drzeworyt.
Zabytkowa zbieranina
Ponieważ sporo cennego wyposażenia z Karczowa już nie dało się odzyskać, Zydek postanowił przenieść tu zabytki z obiektów, które w tym czasie w innych miejscach narażone były na dewastację i rozszabrowanie. Jadąc kiedyś z Nysy zauważył otwartą na oścież bramę zamku w Niemodlinie. Na stosie, przygotowanym do spalenia leżały zabytkowe, zamkowe meble. Załatwił z władzami odpowiednie protokoły i nazajutrz meble znalazły się w Karczowie. Podobnie było z kratą, która zdobi bramę wjazdową do dworu. Udało mu się ją ocalić przed buldożerem. Brama pochodzi z pałacu w Rysiewicach. W latach 80-tych, gdy obiekt miał być zrównany z ziemią, Zydkowi udało się przewieźć pięknie kutą bramę do Karczowa. Jest tu też pawilon chiński, pochodzący z parku przy nieistniejącym już, spalonym pałacu Donnersmarcków w Gręboszowie. Są neogotyckie tralki z ogrodzenia w Kopicach. Większość przywiezionych do dworu sprzętów zdobiła niegdyś inne podopolskie pałace, parki, ogrody. Ale jest tu też eksponat ze stolicy: olbrzymie lampy w dyrektorskim biurze zostały przytargane do Karczowa aż z Sejmu.
Na ścianach gabinetu - zwierzęta, uwiecznione na płótnach Kossaka, Pilattiego, Maciąga, Buckiego, Masłowskiego. W ogrodzie dyrektor Zydek kazał posadzić 5 tysięcy krzewów różanych, co było jak na owe czasy posunięciem dość ryzykownym. Udało się, nikt ich nie wyrwał.
Potem dyrektor najlepszego w Polsce zakładu unasienniania został posłem (1972-80), wiceprzewodniczącym sejmowej komisji nauki i postępu, a następnie wicewojewodą opolskim (1982-88). W roku 1998 dwór w Karczowie skarb państwa ofiarował Politechnice Opolskiej.
Pies i stróż
Od tego czasu budynek nie jest użytkowany ani remontowany, ani nawet wietrzony. Najlepsze czasy, czyli te „za komuny”, gdy nagradzali go konserwatorzy, a pielęgnowali inseminatorzy – ma już za sobą.
Gdy turysta podjeżdża pod stróżówkę, opatrzoną tablicą „Politechnika Opolska”, nie zostanie wpuszczony nawet na podwórze, by zrobić pamiątkowe zdjęcie. Stróż nie poinformuje też, co to za obiekt, jaka jest jego historia. Wejście jest możliwe jedynie po uzyskaniu pisemnej zgody dyrekcji uczelni. Andrzej Zydek nie kryje irytacji, że dzieło jego życia idzie na marne. Wziąłby ten dwór jeszcze raz w swoje ręce.
***
Dworek w Karczowie jest położony w zabytkowym parku, jest widoczny z drogi krajowej 46 (Kłodzko-Opole-Szczekociny), w pobliżu autostrady A-4 (zjazd: Prądy) oraz w malowniczej okolicy Borów Niemodlińskich. We wsi, zbudowanej jako tradycyjna, historyczna ulicówka, przykuwa uwagę neoromański kościół filialny z 1906 roku oraz kościół ewangelicki związany z XX-wieczną kolonizacją wsi. Warto wiedzieć, że we wsi Karczów istnieje aż 86 obiektów zabytkowych – najwięcej w gminie Dąbrowa.
Noclegi, posiłki – brak.
Są na Opolszczyźnie tylko dwa gotyckie zamki, przez wieki nie „poprawiane” wedle kolejnych modnych w architekturze europejskiej stylów. Ten jest jak z podręcznika: z ceglaną basztą, prostokątną budowlą mieszkalną i fosą.
Jednak nikt nie ma szans obejrzeć tego reliktu zamierzchłych czasów, bo zamek w Karłowicach dzierżawi człowiek niechętny ludziom.
Z oddali widać jedynie wieżę zamku, wyłaniającą się z parku krajobrazowego, a z bliska – prawie nic, bo przez zawalony most nad fosą nie sposób przejść. Nawet jeśli by się udało, bo rów jest suchy i niezbyt głęboki, zza drzew wybiegnie właściciel z kosą, aby przegnać turystę ze swojego prywatnego terenu. Most zwodzony zawalił się parę lat temu.
Szczątkowa fosa z tej strony zamku to wyschnięte koryto odnogi starorzecza Stobrawy.
Gotycki zamek w Karłowicach, zbudowany na planie trapezu, skryty w gęstwinie puszczy odrzańskiej nad Stobrawą, powstał w XIV wieku. Wzniósł go rycerski ród von Tschammer, panujący w Karłowicach w latach 1329-1440.
Wieś nazywała się w 1401 roku Keczerdorff, do połowy XVIII wieku: Ketzersdorff lub Katzendorff. Potem, aż do roku 1945 – Karlsmarkt.
W roku 1440 Karłowice przeszły w ręce Michaela Beessa.
W rękach Beessów i Piastów
O Beessach wiadomo, że przywędrowali na Śląsk w X wieku – prawdopodobnie z terenu dzisiejszej Chorwacji. Był to bardzo możny, magnacki ród, ich pierwszą siedzibą były Kujawy koło Głogówka, następnie Kolnie nad Odrą i właśnie Karłowice nad Stobrawą. Beessowie przez kolejne stulecia podzielili się na wiele linii: panowali także w Głogówku, Kopicach, Biechowie, Rogowie Opolskim, Lewinie Brzeskim, Naroku, Skorogoszczy, Oleśnie.
Od 1493 roku karłowickie dobra należały do Adama Beessa, marszałka, później namiestnika księstwa brzeskiego, luteranina. Zmarł w 1528 roku, został pochowany w rodzinnym grobowcu przy zamku. Płyty nagrobne Adama i jego żony Barbary znajdują się w kościele pw. św. Piotra i Pawła w Lewinie Brzeskim. Jeszcze w latach 60-tych, jak wynika z katalogu zabytków woj. opolskiego, były na nowym cmentarzu przy kościele w Karłowicach.
Od Beessów karłowickie dobra kupił książę brzeski Jerzy II (rok 1565). Odtąd jest to zamek myśliwski Piastów Brzeskich. Ostatni Piast, Jerzy IV Wilhelm zmarł wkrótce po hubertusowym polowaniu, jakie odbywało się w Karłowicach w 1675 roku. Replika jego portretu wisiała jeszcze w latach 70-tych w zamku (oryginał: w muzeum Narodowym w Warszawie). Po śmierci ostatniego Piasta Karłowice stały się domeną królewską. W 1715 roku do muru zamkowego od wewnątrz dobudowano barokową kaplicę, w której modlili się okoliczni katolicy.
Po włączeniu ziemi śląskiej do Prus w 1742 roku dobra karłowickie zajął fiskus.
W XX wieku zamek wraz z zabudowaniami folwarcznymi, młynem, gorzelnią posiadali kolejno: Nadler, Wallmann, Theodor Carrels, Franz Krause.
Gotyk w ruinie
Po wojnie majątek w Karłowicach miał złych gospodarzy.
Zamek wraz z parkiem przeszedł w ręce Skarbu Państwa, zarządzało nim Nadleśnictwo Państwowe w Brzegu. Był tu hotel dla pracowników leśnych. Niewłaściwie pilnowany, został rozkradziony z wszystkich eksponatów. Złodzieje nie oszczędzili nawet kaplicy.
Kaplica katolicka, przylegająca do zamku jeszcze 25 lat temu była wyposażona w organy, wspomina sołtyska wsi. Przed wydzierżawieniem obiektu wszystkie cenne eksponaty zniknęły, kaplica także została ogołocona. Nie wiadomo, czy podziemia kryją jeszcze szczątki spoczywających tu sióstr z rodu Württembergów. Dwa obrazy z kaplicy zamkowej znajdują się w pobliskim kościele, niegdyś ewangelickim.
Zamek w Karłowicach nabył za symboliczną złotówkę Wiesław Polus w latach 80-tych. Wyremontował go, zabezpieczył dach, osuszył mury, osadził nowe okna, przeprowadził wstępną konserwację. Lata transformacji ustrojowej spowodowały, że bardzo dobrze prosperująca firma Polusa upadła. Dziś połowa zamku jest w rękach komornika.
Ksiądz dr Dzierżon z Karlsmarkt
To właśnie w kaplicy karłowickiego zamku msze św. dla miejscowych katolików odprawiał ksiądz Jan Dzierżon, największy pszczelarz świata. Dzierżon przybył na parafię do Karlsmarkt w roku 1835 w wieku 24 lat (wcześniej rok spędził w Siołkowicach).
Choć powszechnie Jan Dzierżon jest kojarzony z Łowkowicami koło Kluczborka, gdzie się urodził, powrócił na okres emerytury i zmarł, to właśnie w Karłowicach „Kopernik ula” dokonał największych odkryć w dziejach światowego pszczelarstwa. Tutaj przeżył 49 lat, tu wymyślił i zastosował genialnie prosty wynalazek. Włożył do ula drewnianą deseczkę – snozę, do której przylepiał plaster i dzięki temu „uruchomił” ul. W Karłowicach właśnie zbudował słynny i rozpowszechniony potem na świecie ul „bliźniak”, założył pasieki przy proboszczówce i w 12 okolicznych wsiach. Tu też obwieścił światu teorię partenogenezy pszczół. Tu, pod jego dom, w XIX wieku podjeżdżały dyliżansy z pocztą z całego świata: z listami, gratulacjami, zaproszeniami na wszystkie światowe kongresy pszczelarskie.
Stąd wysyłał na cały świat pszczoły, które sprowadzał do Karłowic spod Wenecji.
Do kaplicy zamkowej chodził wąską dróżką, na skróty, nazwaną po wojnie mylnie ulicą Dzierżonia zamiast Dzierżona.
Informacje dla turystów
Karłowice, gmina Popielów, powiat brzeski, 32 km od Opola, 22 km od Brzegu.
Wieś nad rzeką Stobrawą, w Borach Stobrawskich.
Trasy rowerowe: brak.
Agroturystyka: Stare Kolnie, Popielów, Lubienia (jest tu też stadnina koni)
Gastronomia: w Popielowie: restauracja „Popielanka” i pizzeria, restauracja „Max” w Lubieni.
Noclegi: Dom Kultury w Popielowie, domek myśliwski Koła Łowieckiego w Kurzniach.
Informacje o zamku w internecie: szczątkowe.
Zamek otacza niewielki park krajobrazowy z XIX wieku. W pobliżu zawalonego w ostatnich latach drewnianego mostku zwodzonego stoi zaniedbany młyn.
Niedaleko zamku - zabytkowy kościół, od 1534 roku do 1945 ewangelicki.
W Karłowicach koniecznie należy obejrzeć dom, w którym przez 49 lat żył i tworzył ksiądz dr Jan Dzierżon. Widnieją na nim dwie tablice: niemiecka i polska, upamiętniające dzieło wielkiego pszczelarza. W tym roku, 26 października gmina Popielów oraz wieś Karłowice organizują obchody 100-lecia śmierci „Kopernika ula”.
Rok Dzierżonowski będzie też okazją do nadania karłowickiej szkole im. Marcelego Nowotki – imienia Dzierżona.
Żaden pałac na Opolszczyźnie nie ma tylu fanów w internecie, a jednocześnie tylu „miłośników”, którzy wywożą stąd każdy detal, który da się jeszcze odłupać z neogotyckich murów. Na pamiątkę.
Niszczejącymi ruinami w Kopicach przejmuje się każdy, kto choć raz je ujrzał. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w latach pięćdziesiątych pałac stał cały, piękny i wyposażony, były kolonie dla dzieci, a w lustrzanej sali balowej mieszkańcy tańczyli na wiejskich zabawach.
Kopice szabrowano zarówno w majestacie prawa, jak i całkiem bezprawnie. Śpiące lwy z muru nad sadzawką przeniesiono w „godniejsze” niż poniemiecki Śląsk miejsce: zdobią bramę parku w Wilanowie. Gdzie się podziały meble, nikt się już nie dowie.
Aby zatrzeć ślady kolejnych kradzieży, pałac wielokrotnie podpalano. Władze lokalne nie reagowały na pożary ani nie zabezpieczały obiektu. Ostatni wybuchł w 1958 roku. Odtąd Kopice to monumentalna trwała ruina, okradana dzień po dniu z każdego rzeźbionego odłamka piaskowca: ryzalitu, kolumienki, maszkaronu. Jeszcze dwa lata temu z pałacowych murów dumnie spoglądały kamienne figury Schaffgotschów. Wówczas chciał je ratować profesor Stanisław Sławomir Nicieja, rektor Uniwersytetu Opolskiego, ale nie zdążył. Już nie ma ani jednej. Nicieja, prezes Stowarzyszenia Ratowania Zabytków Śląska Opolskiego wywiózł z Kopic w porę i odrestaurował w pracowni Rafała Rzeźniczka zniszczony pomnik św. Krzysztofa. Zdobi dziś Collegium Minus na opolskim wzgórzu uniwersyteckim. Gdyby cud się wydarzył, że Kopice ktoś odbuduje, w co nie wierzy już nikt, pomnik powróci na kamienny mostek nad fosą.
Pałac na wodzie
Kopice pod Grodkowem były od roku 1360 siedzibą rodu von Borsnitz, od 1450 – von Beess; w 1531 roku posiadał je kanonik katedry wrocławskiej Baltazar von Neckern, potem Hans Heinrich Heymann von Rosenthal, Gotfried von Spätgen i od 1751 roku – śląska rodzina von Sierstorpff. To Heinrich Kasper zainicjował w 1783 roku przebudowę starej siedziby na klasycystyczną rezydencję. Jej autorem był opolski architekt Hans Rudolph.
Sto lat później, jeden z największych mistrzów europejskiego budownictwa, Carl Lüdecke, a po nim Carl Heidenreich, stworzył z kopickiego zamku dzieło niepowtarzalne. Do neogotyku i klasycyzmu dodał francuski i niderlandzki renesans oraz angielski styl Tudorów.
W kopickim zamku zamieszkał „śląski Kopciuszek” – Johanna Gryczik von Schomberg – Godulla i jej mąż – Hans Ulrich von Schaffgotsch. Mieszkańcy kopickiego zamku byli ludźmi niezwykłymi i bardzo zasłużonymi dla Śląska, ale zarówno ich sylwetki, jak też dokonania, zostały po wojnie zapomniane i wymazane z kart historii regionu, jak wszystko co na tak zwanych ziemiach odzyskanych określano mianem: „poniemieckie”.
O rezydencji w Kopicach mówiono zawsze „pałac na wodzie”, bowiem była otoczona z trzech stron rozległymi stawami. Wokół rozciągał się jeden z największych parków XIX-wiecznej Europy, dzieło królewskiego dyrektora ogrodów – Wilhelma Hempla, który dla Kopic porzucił posadę w Sanssousi.
Park zdobiły 1342 rzeźby postaci oraz zwierząt w naturalnych rozmiarach, dłuta wrocławskiego mistrza Carla Kerna. Park, oranżeria, palmiarnia, rosarium, ogród zimowy z ananasami i winoroślami owocującymi przez cały rok, hektary pól z kwiatami i warzywami przyciągały do Kopic studentów i mistrzów ogrodnictwa ówczesnej Europy. Kwiaty hodowane w szklarniach pobliskiej Chróściny wysyłane były z lotniska w Starym Grodkowie na stoły królewskie w Berlinie.
Honorowy obywatel
15 listopada 1858 roku 1858 roku hrabia Hans Ulrich von Schaffgotsch poślubił Johannę Gryczik von Schomberg-Godulla – biedną dziewczynę z Poręby, córkę komornika i służącej, która wychowywała się w domu górnośląskiego „króla cynku i węgla” – Karola Godulli. Gdy w 1848 roku magnat zmarł bezpotomnie, sześcioletnia Johanna odziedziczyła jego olbrzymią fortunę. Po latach sama zakładała nowoczesne huty żelaza i kopalnie. Dzięki jej hojności powstało wiele kościołów, szkół, sierocińców na Górnym Śląsku.
W roku 1945 pałac nie uległ żadnym zniszczeniom. Jego właścicielem stało się Nadleśnictwo Katowice. Organizowano w nim kolonie dla dzieci i zabawy wiejskie. Mieszkańcy wsi pamiętają bogate wyposażenie wnętrz, które w całości pozostawili Schaffgotschowie, uciekający do Niemiec przed „wyzwoleniem”.
Również Hans i Johanna nie zaznali po wojnie spokoju w swoich grobowcach. Ich trumny były wielokrotnie plądrowane, a porozrzucane szczątki w końcu pozbierano z parku i pochowano w skromnej mogile przykościelnej.
W kaplicy rodowej na cmentarzu czytamy pod nazwiskiem Schaffgotscha: „honorowy obywatel Grodkowa”.
Pałac z hipoteką
Choć pałac w Kopicach chciało zakupić wielu poważnych inwestorów, między innymi jedna z górnośląskich hut należących niegdyś do hrabiego, władze lokalne nigdy nie zgodziły się na jego kupno i odbudowę.
Aż pojawił się krakowski biznesmen Andrzej Koc, związany z ówczesnymi kręgami ministerialnymi bardzo mocno. Gdy obiecywał urzędnikom i konserwatorowi luksusowy hotel, rysował palcem po widnokręgu pola golfowe, uwierzyli wszyscy. Mówił przekonywująco i wyglądał dostatnio. Na tyle, że w lutym roku 1990 grodkowski Urząd Rejonowy sprzedał mu pałac w Kopicach wraz z 50 hektarami zabytkowego parku za sumę bardzo symboliczną – 50 milionów starych złotych. I do tego na wieloletnie raty.
Po dzień dzisiejszy inwestor nie poczynił żadnych prac remontowych. Ani tu, ani w Krowiarkach, bo tam też skutecznie oczarował lokalne władze, zasłaniając się nazwiskiem Birski. Bezsilność urzędu, służb konserwatorskich, kulejące polskie prawo pozwala, by ta najpiękniejsza rezydencja szlachecka w województwie została zrównana z ziemią. Ciążą na niej miliony zastawu hipotecznego. Podobno kilka la temu pałac wraz z parkiem chciała nabyć amerykańska wytwórnia filmowa oraz jeden z operatorów telefonii komórkowej. Sprzedaż ruiny, zastawionej przez hochsztaplera z Krakowa jest w wciąż świetle polskiego prawa niemożliwa.
Dla jednych przygnębiające, dla innych romantyczne ruiny kopickiego pałacu i park z drzewami tak starymi i tak różnymi, że aż dech zapiera, są magnesem przyciągającym turystów, fotografów, filmowców na ziemię grodkowską. Na Opolszczyźnie zapanowała „moda” na Kopice.
Gdy cztery lata temu Franciszek Jopek zabierał się za restaurację pałacu w Dobrej, jego architekt powiedział, że Dobra jest w gorszym stanie niż Kopice. I że podjąłby się także tej odbudowy. Ale nie każdy opolski pałac ma swojego Jopka, niestety.
***
Kopice, gmina Grodków, nazwa niemiecka Koppitz.
Zjazd z autostrady na Opole, Nysę.
Na trasie Niemodlin-Nysa należy skręcić
w prawo, w kierunku Grodkówa.
Najbliższa restauracja i hotel: „Grodek” w Grodkowie.
Dania lokalne: „Kaprys”, „Inka”
Rekreacja: „Leśna Przystań” : Osiek Grodkowski – Głębocko
„Śląski Disneyland”. Malowniczy, tajemniczy, przy wietrznej i burzowej pogodzie – może się kojarzyć wręcz upiornie, niczym średniowieczne zamczysko, w którym na pewno straszy...
Nie mieszkał w nim jednak żaden średniowieczny rycerz ani romantyczny książę.
Rzeczywiście, architektura tej powstałej na przełomie XIX i XX wieku rezydencji najbogatszego potentata przemysłowego z Miechowic, Franza von Thiele-Winckler wywołuje chyba u każdego turysty skojarzenia z bajkową scenerią filmów Disneya.
Zamek, o kubaturze 65 tys. metrów sześciennych ma tyle komnat, ile jest dni w kalendarzu: 365 oraz 99 wież symbolizujących ilość majątków ziemskich najbogatszego Górnoślązaka minionej epoki.
Jednym zamek się nie podoba, bo jest zbyt kiczowaty, inni podziwiają fantazję i bogactwo rozwiązań architektonicznych, stawiając jego wizerunek na pierwszym miejscu w wydawnictwach promujących Opolszczyznę. Na pewno ten wyjątkowy, niepowtarzalny obiekt zasługuje na szczególną uwagę i opiekę, a jego budowniczowie – na trwałe miejsce w nienapisanych jeszcze podręcznikach historii regionu.
Tu należy dołączyć małą dygresję. Otóż, wszyscy już przywykliśmy do określenia „Opolszczyzna”. Za czasów rodu Thiele-Winckler znajdowalibyśmy się po prostu na Górnym Śląsku. Dziś Górny Śląsk kojarzy się mylnie z Katowicami, Gliwicami, Zabrzem, Bytomiem.
Stojąc przed murami tego imponującego rozmachem architektonicznym zamku, jakże rzadko zastanawiamy się, kim byli ludzie, którym udało się dojść do tak olbrzymiej fortuny i dlaczego zamieszkali akurat w tym, a nie innym miejscu Europy.
Szczęście, gra przypadków, udane mariaże, polityka, ale przede wszystkim pracowitość i mądrość doprowadziły rody Thiele i Winckler na przełomie XIX i XX wieku, w dobie europejskiej rewolucji przemysłowej na szczyty bogactwa i sławy.
Zbliżając się do Mosznej od strony Krapkowic, warto zwrócić uwagę na okazałe budowle w mijanych wsiach. Pałac w Kujawach, szkoła, poczta, stary szpital, liczne sztachulcowe zabudowania w Zielinie, linia kolejowa wzdłuż drogi – wszystkie powstały dzięki olbrzymiej fortunie rodziny von Thiele-Winckler.
Od górnika do milionera
Franz Winckler, zwykły górnik z Tarnowskich Gór. To on postawił pierwszy krok na drabinie rodowej fortuny. Był rok 1833. Dzięki małżeństwu ze starszą o kilkanaście lat Marią, wdową po właścicielu kopalni w Miechowicach, Franz posiadł siedem górnośląskich hut, osiem kopalni manganu, kilkadziesiąt kopalni węgla i sześć majątków ziemskich. Siedem lat później przedsiębiorczy potentat górniczy, już dzięki własnej pracowitości i zasługom dla państwa, otrzymał z rąk króla Prus Fryderyka Wilhelma IV tyłuł szlachecki wraz z herbem.
Dziedziczką olbrzymiej fortuny Wincklerów została Valeska, zaś kolejnym zarządcą górnośląskich dóbr - poślubiony przez nią w 1854 roku porucznik Hubert Gustav von Thiele.
To właśnie Hubertowi, który kilkakrotnie pomnożył rodowe dobra, Katowice zawdzięczają prawa miejskie, a Górny Śląsk – połączenia kolejowe. Jedno spośród siedmiorga dzieci Thiele-Wincklerów to słynąca z działalności charytatywnej „Mutter Eva”, określana przez historyków jako jedna z najwybitniejszych kobiet w XIX-wiecznej Europie.
Hubert w roku 1863 nabył Kujawy, a w 1866 – Moszną, gdzie stał już barokowy pałacyk myśliwski. Pod koniec życia w rękach najbogatszego przemysłowca Górnego Śląska znalazło się kilkadziesiąt posiadłości ziemskich. Dziedzicem pomnożonej kilkakrotnie fortuny został jego najstarszy syn - Franz Hubert, starosta prudnicki.
To jemu zawdzięczamy obecny wygląd zamku i parku w Mosznej.
Gościł w nim dwukrotnie cesarz Wilhelm II (1911, 1912 rok).
Lekcja architektury
Spacer wokół tej eklektycznej budowli to w istocie kapitalna lekcja architektury: barokowe, neogotyckie, neorenesansowe fasady zdobią liczne płaskorzeźby przedstawiające górnośląski etos pracy, motywy roślinne, myśliwskie. Najstarsza, środkowa część zamku nosi pierwotny, barokowy styl. Dwa skrzydła boczne, nadające zamkowi kształt nieregularnej litery „u” zostały dobudowane z inicjatywy Franza von Thiele-Winckler. Z roku 1900 pochodzi część wschodnia, neogotycka, 14 lat później powstało neorenesansowe skrzydło zachodnie.
Oba obejmują imponujący, kamienny taras, ozdobiony balustradami i charakterystycznymi dla Śląska „śpiącymi lwami”. Oryginalna, asymetryczna, wieloskrzydłowa budowla, zachwyca dziś właściwie jedynie z zewnątrz. Zabytkowe, oryginalne wyposażenie nie zachowało się prawie wcale, poza nielicznymi tylko elementami. Zwiedzanie niegustownie urządzonych wnętrz zamku w Mosznej robi raczej przygnębiające wrażenie. Wyjątkiem są stosunkowo najmniej „skiczowane” przez współczesnych gospodarzy oranżeria, jadalnia i kaplica. Aby je obejrzeć, należy wcześniej zgłosić faksem taki zamiar albo na miejscu poczekać, aż uzbiera się odpowiednio liczna grupa, co jest dość kłopotliwym zwyczajem, narzuconym przez obsługę zamku. Konflikt na linii turysta-pacjent, czyli komu i jak ma służyć ta najpiękniejsza wizytówka regionu – to obecnie jeden z ważniejszych problemów regionu.
Turyści mogą skorzystać z usług zamkowej kawiarni, wynająć hotelowe apartamenty i pospacerować po najpiękniejszym w województwie opolskim parku krajobrazowym. Obiad zjemy w pobliskim zajeździe „Amazonka”. Możliwe (polecam) jest także wcześniejsze zamówienie posiłku w zamkowej jadalni.
Wśród azalii i rododendronów
Główną osią parku jest aleja. Rozpoczyna się przy bramie głównej, ozdobionej gladiatorami. Najpierw sześciorzędowa, porośnięta po bokach czerwonymi dębami i czterorzędowa aleja kasztanowców, zaprowadzi nas do zamku. Następnie aleją lipową dojdziemy do cokołu po pomniku Huberta von Thiele-Winckler. Po obu stronach lipowej alei zachowały się XIX-wieczne kanały, zbudowane w stylu holenderskim i francuskim oraz stawy, po których niegdyś pływano łodziami. W parku zachwycają rododendrony, azalie, różaneczniki, choiny kanadyjskie, 200-letnie lipy, 300-letnie dęby szypułkowe, 120-letnie sosny wejmutki. Dalej prowadzi polna ścieżka, aż na wzgórze cmentarne, gdzie znajdują się groby właścicieli Mosznej: Huberta, jego żon: Valeski i Rosy, Franza zmarłego w 1922 roku i Clausa, który przehulał sporą część odziedziczonego po Franzu majątku. Ostatnim właścicielem Mosznej był Günter, wnuk Huberta von Thiele. Opuścił zamek, zanim krapkowicką ziemię „wyzwolono”. Przebogate, zachowane jedynie na starych zdjęciach, wyposażenie wnętrz uległo dewastacji i grabieży podczas stacjonowania w nim Armii Czerwonej w roku 1945.
Po wojnie w zamku rezydowała Służba Bezpieczeństwa, a od lat 70-tych służy jako znany w Polsce ośrodek leczenia nerwic i depresji. Pacjenci, oprócz zabiegów leczniczych, terapeutycznych i rehabilitacyjnych, korzystają z wnętrz zabytkowej jadalni, połączonej z oranżerią, a także kawiarni, galerii, biblioteki.
Tradycją na zamku w Mosznej są doroczne, wiosenne koncerty muzyki klasycznej pod nazwą „Święto Kwitnącej Azalii”. Koncerty, jako świetny element muzykoterapii, a zarazem ważny projekt kulturalny w regionie, urządzane są na tarasie, ale najlepiej brzmią w idealnej akustycznie kaplicy. Także Międzynarodowy Plener Malarski, urządzany w Mosznej promuje ten zakątek Opolszczyzny w Europie.
W roku 1948 w Mosznej powstała stadnina, prowadząca hodowlę koni pełnej krwi angielskiej oraz koni szlachetnej półkrwi. Konie hodowane w Mosznej zdobywają laury w światowych konkursach skoków przez przeszkody. Stadnina organizuje latem zawody jeździeckie, a także „wczasy w siodle” dla młodzieży w wieku 10-16 lat, „zielone szkoły” oraz oferuje naukę jazdy konnej. Propozycją dla turystów są przejażdżki bryczką po zabytkowym parku, należącym do stadniny. Podobnie jak w zamku, także w stadninie można przenocować w pokojach z łazienkami.
Wokół Mosznej wytyczono trasy rowerowe o różnym stopniu trudności i długości. Wszystkie rozpoczynają się przy głównej alei, obok stadniny. Mapy tras znajdują się w recepcji zamku.
Na trasach mija się historyczne zabudowania: folwark, grodzisko, wiatrak, młyn wodny, bażanciarnię, stadninę koni.
Przydatne adresy internetowe:
www.moszna.pl
www.moszna-zamek.pl
www.strzeleczki.pl
Kilka uwag dla turysty
Do zamku w Mosznej nie można dojechać tak, jak dojeżdżać się powinno, czyli przez ozdobione gladiatorami bramy wjazdowe i aleję. Podział tak mądrze i pięknie pomyślanego w dawnych wiekach założenia pałacowo-parkowego na teren stadniny koni i teren Centrum Terapii Nerwic utrudnia dotarcie do zamku. Konflikty interesów właścicieli biorą górę nad historią i subiektywnym poczuciem estetyki każdego z nas, takie mamy czasy.
Kolejnymi niespodziankami, psującymi pierwsze wrażenie pobytu w Mosznej są plastikowe stoliczki z parasolami, gdzie Towarzystwo Przyjaciół Mosznej kasuje turystów za wstęp do parku i rozłożone wzdłuż drogi „budy” z ciuchami i tandetą.
Moszna: gmina Strzeleczki, powiat krapkowicki. Wieś leży 30 km od Opola, w połowie drogi wojewódzkiej 409 Krapkowice-Prudnik. Zjazdy z autostrady A-4: 245 Opole- Racibórz oraz 248 Opole-Krapkowice. Współrzędne GPS: E=17/46, N=50/27 Do 1945 roku wieś należała kolejno do rodów: Mosce (lub Moschin), Skalla, Reiswitz, Beyern, Seherr-Thoss, Erdmannsdorf, Thiele-Winckler.
Namysłów to jedyny, obok Karłowic, zachowany na Opolszczyźnie relikt średniowiecza, w nie zmienionej przez kolejne epoki architekturze. I tak jak Karłowice – niedostępny dla turysty.
Namysłów był od początku dziejów miastem książęcym. Jego strategiczne położenie – na pograniczu Śląska i Wielkopolski zawsze miał strategiczne znaczenie dla obronności, handlu i polityki. Średniowieczny gród z drewna i gliny o nazwie „Nametzlow”, „Namslow” lub „Namislow” istniał tu już w 1040roku, a w 1270 roku Namysłów był już miastem. Grodzisko leżało na trakcie z Wrocławia do Krakowa, nad rzeką Widnawą. Rzeka, jej rozlewiska i bagniste łąki stawiły naturalną zaporę przed rabusiami i wrogami.
W 1288 roku zamek należał do księcia Henryka IV Probusa wrocławskiego.
W 1293 roku został przekazany przez Henryka V wrocławskiego Konradowi oleśnickiemu. W 1323 roku Konrad sprzedał go księciu Bolesławowi III legnicko- brzeskiemu, zaś w listopadzie 1348 roku jego najstarszy syn – książę Wacław I legnicki sprzedał zamek królowi Czech Karolowi IV Luksemburskiemu – niemieckiemu cesarzowi, rezydującemu w Pradze. Rok 1348 jest bardzo ważną datą w historii miasta. Wtedy Namysłów, będący miastem zastawnym gościł Karola IV oraz Kazimierza Wielkiego, którzy mieli zawrzeć układ po trwającej trzy lata wojnie między Koroną a Państwem Czeskim. Od tej daty Namysłów, a z nim cały Śląsk należy do Czech, potem do Niemiec. W roku 1404 gościem na zamku był król Władysław Jagiełło, a w 1439 zawarto tu ugodę między kandydatami do tronu czeskiego: 13-letnim królewiczem Kazimierzem Jagiellończykiem, a Albrechtem Habsburgiem.
Zamek Luksemburczyka
To król Karol IV Luksemburski kazał zbudować w Namysłowie zamek murowany.
Średniowieczny zamek, położony na starych umocnieniach drewniano-ziemnych, posiadał nieregularny, owalny zarys. Liczył 1500 metrów2 powierzchni, a składał się z ceglanych, w dolnych partiach kamiennych murów obronnych i przystawionego do nich od północy piętrowego, jednotraktowego, trzyizbowego budynku głównego. Środkową oś domu mieszkalnego podkreślał dwupiętrowy ryzalit zawierający u dołu jednopiętrowy portyk wejściowy, a u góry kaplicę. Nie posiadał wieży. W roku 1489 dobudowano od wschodu zewnętrzny dziedziniec z budynkiem bramnym, a w latach 1533-40 mieszczanie wrocławscy dostawili od zachodu wąski budynek zamkowy i wieżę bramną. Trzecie skrzydło, zamykające trapezoidalny dziedziniec wewnętrzny od południa, wzniesiono dopiero przez zakon krzyżacki około roku 1770. W okresie późniejszym rozebrano wschodni odcinek murów, trwale łącząc dziedziniec główny ze wschodnim. Syn Karola IV Luksemburskiego, Wacław IV w 1391 roku przekazał Namysłów książętom opolskim. W 1428 roku zamek oblegały wojska husyckie. W 1461 roku, w czasie walk o tron czeski, Namysłów zajęły wojska miasta Wrocławia. W 1475 roku zamek i miasto było zajęte przez króla Macieja Korwina węgierskiego.
Wrocławianie, krzyżacy i starostwo
W 1533 roku cesarz Ferdynand I wydzierżawia Namysłów miastu Wrocławiowi za ponad 8 tysięcy złotych guldenów węgierskich rocznie, a od 1578 cena dzierżawy wzrosła do ponad 20 tys. Wtedy powstał dziedziniec zewnętrzny i została dobudowana część mieszkalna.
W styczniu 1634 roku w zamku bronili się Szwedzi przed oblegającymi ich wojskami cesarskimi pod dowództwem generała Schaffgotscha. W czasie oblężenia zamek mocno ucierpiał, został częściowo wysadzony. W 1647 roku Szwedzi zniszczyli wały, mury otaczające miasto i zamek. Po wojnie, w 1657 roku Namysłów został ponownie ufortyfikowany i stanowił odtąd bardzo solidną twierdzę.
Mimo to, w czasie pierwszej wojny śląskiej wojska pruskie pod dowództwem księcia von Dessau jedynie 3 dni oblegały twierdzę i zmusiły do kapitulacji broniące się w zamku wojska cesarskie pod dowództwem generała von Goetz.
W 1703 roku magistrat Wrocławia przekazał zamek zakonowi krzyżackiemu, który posiadał go aż do sekularyzacji (1810). Zamek stał się własnością skarbu państwa.
Został przekazany staroście namysłowskiemu von Ohlen, który umieścił w nim urzędy powiatowe: starostwo, urząd skarbowy, sejmik powiatowy. 20 lat później został sprzedany prywatnemu właścicielowi.
W dobrych rękach piwowara
W 1895 roku zamek namysłowski razem z browarem, który istniał obok juz od 1321 roku, zakupił śląski piwowar Augustyn Haselbach.
Zamek za Haselbachów wyglądał następująco: „Otwierała się przed wchodzącym wysoka na dwa piętra hala. Ciemnobrązowy odcień drewnianej konstrukcji schodów i ciężkiego sufitu belkowego z potężnymi podciągami kontrastował z wapienną bielą ścian i dużymi, ciemnoczerwonymi płytami posadzki.
Stare, luterańskie krzesło, szlachetny perski dywan, mosiężne kinkiety, dające przytłumione oświetlenie, dopełniały ogólnego wrażenia w tym średniowiecznym pomieszczeniu...W połowie wysokości schodów stał klawesyn, na którym po posiłku pan domu grał swoje kompozycje nieproszony”. Haselbach stworzył własne receptury warzenia piwa namysłowskiego. Podobno smakowało wyśmienicie. W 1905 rok, gdy wyruszała ekspedycja niemiecka W Himalaje, uczestnicy zabrali ze sobą właśnie beczkę piwa z Namslau.
Piwowar namysłowski Albrecht Haselbach był koneserem sztuki. Posiadał unikalny zbiór grafik oraz malarstwa pejzażowego, przedstawiającego Śląsk. Haselbachowi udało się wywieźć zbiory przed „wyzwoleniem” Namysłowa. Po wojnie znalazły się na wystawie w Muzeum Krajowym w Darmstadt. „Ta licząca kilkaset kart kolekcja należy do najcenniejszych testamentów śląskiej krainy, jej wsi i miast, pałaców i zamków” – wspomina Günter Grundmann, w latach 1932-45 konserwator zabytków prowincji dolnośląskiej.
W 1944 roku, gdy Haselbachowie wyjeżdżali na Zachód, wywieźli z zamku cenne meble i zbiory, a także tajne gorzelnicze receptury.
Po wojnie w zamku zakwaterowano rodziny repatriantów. Od lat 60-tych do dnia dzisiejszego, zamieszkują go byli pracownicy namysłowskiego browaru. Działało tu także muzeum regionalne w latach 1945-47. Przez lata powojenne nigdy władze wojewódzkie nie zauważyły, że w Namysłowie stoi „prawdziwy” zamek – jedyny obok Karłowic, niezmieniony od epoki średniowiecza zabytek śląskiej architektury. Zawsze traktowano zamek jako element, „przyklejony” do browaru. Zatem nie inwestowano ze środków państwowych w jego restaurację. Ostatni solidny remont zamku: dach, centralne ogrzewanie, okna, elektryczność – został tu poczyniony jeszcze w 1938 roku – za Haselbacha.
Muzeum powstało ponownie w roku 1978, w 700-rocznicę utworzenia Namysłowa. Jednak znów zostało wyprowadzone z zabytku, gdy browar i zamek zakupił amerykański inwestor.
Eksponaty, zabezpieczone w ratuszu, czekają na dobre miejsce w przygotowanym do remontu budynku na ulicy Szkolnej.
W latach 70-tych przyjechał do Namysłowa potomek Haselbacha, ale nie został wpuszczony nawet na dziedziniec.
Zamek i browar należą od 1999 roku do amerykańskiej grupy kapitałowej z Chicago. Można go zwiedzać – po uprzednim złożeniu pisemnej prośby - jedynie z zewnątrz, bowiem w środku nadal mieszkają lokatorzy.
Co tu jest
Mieszkania komunalne, wyremontowana przez inwestora sala konferencyjna, nowe nasadzenia w ogrodzie i pracownia malarza, byłego pracownika browaru, Zbigniewa Netko (autor 1000 obrazów). Żadne zabytki ruchome nie zachowały się. Czego nie wywieźli Haselbachowie, wynieśli szabrownicy w latach powojennych.
Namysłów pięknieje. Odrestaurowano Bramę Krakowską, potem miejskie mury, także te przy browarze. Teraz czas na zamek... Władze Namysłowa, oddając w ręce amerykańskiego inwestora browar wraz z zamkiem i ogrodem, liczyły na to, że średniowieczny zabytek zostanie wkrótce odrestaurowany i udostępniony turystom w jakiejś części. Jeszcze tak się nie stało, ale być może po wykwaterowaniu lokatorów uda się obu partnerom: samorządowi i biznesowi znaleźć złoty środek.
Na zamkowym dziedzińcu zachowała się bogato rzeźbiona renesansowa studnia z piaskowca z 1600 roku. Jej baldachim wspiera się na stropach z maszkaronami i pękami owoców. Jest to zakup Albrechta Haselbacha, a pochodzi z Parku Bukowieckiego w Karkonoszach.
Zamek w Niemodlinie zwiedzać można i nie można. Turysta uparty i nastawiony przyjaźnie do gospodarza znajdzie sposób, żeby przekroczyć bramę zamkniętą przed złym światem na cztery spusty.
Zamek jest tak olbrzymi i tak znaczący w bogatej historii Śląska Opolskiego, że trzeba go poznać. Najładniej wygląda z lotu ptaka i w lustrze stawu z naprzeciwka. Z bliska przedstawia się też znacznie lepiej niż na zdjęciach z roku 1990, gdy kupił go od gminy Bogdan Szpryngiel. Już po dwóch latach od transakcji zamek Niemodlin zaczął stanowić spory problem dla lokalnych władz, konserwatora zabytków, ministra kultury, ale przede wszystkim dla właściciela. Od marca 2006 roku obiekt ma nowego inwestora.
Za budynkiem bramnym rozciąga się dziedziniec gospodarczy, z którego do zamku prowadzi most, ozdobiony wykutymi w kamieniu św. Florianem, Janem Chrzcicielem, Antonim i Janem Nepomucenem.
Zamek jest czteroskrzydłowy, z renesansowym dziedzińcem pośrodku i arkadowymi krużgankami. Pięknie tu musiało być.
W Księstwie Niemodlińskim
Jest wiek XIII. Na trakcie handlowym ze Śląska do Pragi, pomiędzy borami, bagnami i rzeką Ścinawą, istnieje słowiańska osada targowa „Niemodlim”, a obok niej, nad Ścinawą, drewniana kasztelania. Dokument z 1294 roku wymienia imię kasztelana niemodlińskiego Sygcharda. Jednocześnie w roku 1249 pojawia się w dokumentach historycznych niemiecko brzmiąca nazwa Yalkenbrech, zaś od roku 1283 Niemodlin jest już miastem lokowanym na prawie niemieckim o nazwie Falkenberg (aż do1945).
Pod koniec XIII wieku na zamku wytwarzano zbroje, haki, proch, urządzano huczne bale i uczty po polowaniach w łownych Borach Niemodlińskich.
Wiek XIV. Zamek w Falkenbergu jest siedzibą władcy księstwa opolskiego. Po śmierci księcia Bolka I (1313), wydzielone księstwo niemodlińskie otrzymał jego syn Bolesław I.
Książę Niemodlina wybudował w mieście gotycki zamek obronny z fosą. W roku 1327 jako pierwszy spośród książąt śląskich złożył hołd lenny królowi czeskiemu Janowi Luksemburskiemu. Był, jak można rzec współcześnie, jednym z najważniejszych „lobbystów” Luksemburczyków na Śląsku, co go poróżniło z Koroną Polską. W XIV wieku księstwo niemodlińskie było niemal całkowicie zgermanizowane. Dzięki Bolesławowi I należący do Moraw Prudnik stał się od 1337 roku miastem śląskim. Książę miał świetne „układy” z cesarzem Karolem IV. Po bezpotomnej śmierci jego spadkobierców Niemodlin przejął w zarząd książę cieszyński Przemysław i jego potomkowie.
Wiek XV przyniósł rządy Bernharda, najmłodszego syna Bolka III. Był on księciem Niemodlina, Opola i Strzelec. Koniec niezależnego księstwa niemodlińskiego to rok 1460, gdy weszło w obręb księstwa opolskiego. Gotycki zamek spłonął, wraz z całym miastem, w 1552 roku.
Pückler, Promnitz, Praschma
XVI wiek to Korona Czeska, Hohenzollernowie, Habsburgowie. Zniszczony zamek dostał w zastaw hrabia von Logau. Od 1572 roku dzierżawi go Kaspar von Pückler, a po 9 latach dzierżawy Pückler kupuje zamek i miasto od cesarza Rudolfa II. Następuje odbudowa zrujnowanego zamku piastowskiego (1581-1591) Około roku 1610 powstaje czwarte skrzydło z kaplicą i chórem – dzieło rodu von Promnitz. Tę późnorenesansową budowlę, którą podziwiamy dziś - z arkadowymi krużgankami, spowijającymi wewnętrzny dziedziniec, zawdzięczamy właśnie jemu.
W styczniu 1779 roku dobra niemodlińskie stały się własnością morawskiego rodu Praschmów.
XVIII-wieczną, barokową przebudowę zamek w Niemodlinie zawdzięcza hrabiemu Janowi II Nepomukowi.
To on założył w pobliskim Lipnie zwierzyniec, park angielski, a w 1783 roku ogród botaniczny (na terenie Polski najstarszy), gdzie sprowadził drzewa i krzewy z całego świata.
Zmarł w 1822 roku, został pochowany w kaplicy zamkowej. Niemodlin przypadł w spadku Fryderykowi.
Niemodlin XIX-wieczny to epoka panowania Fryderyka von Praschma i jego syna Fryderyka Wilhelma. Obaj bardzo dbali o rezydencję, kościół, szkolnictwo. Fryderyk Wilhelm założył Śląskie Stowarzyszenie Zakon Kawalerów Maltańskich, był przeciwnikiem polityki Bismarcka, a w roku 1879 – deputowanym do parlamentu.
Ostatnim panem na Niemodlinie (do 1945) był hrabia Fryderyk Leopold von Praschma.
Po II wojnie światowej w zamku mieściły się kolejno: Państwowy Urząd Repatriacyjny, liceum, szkoła podoficerska Wojewódzkiego Zarządu Zakładów Karnych. Stał pusty i niszczał przez 10 lat jako mienie gminy Niemodlin.
Jak „Trędowaty”
W roku 1990 zrujnowany i rozszabrowany zamek w Niemodlinie kupił za tak zwaną „symboliczną złotówkę” jeden z największych wtedy przedsiębiorców Opolszczyzny, Bogdan Szpryngiel.
Olbrzymie zamczysko piastowskie o kubaturze ponad 40 tysięcy metrów sześciennych, 86 komnat, oficyny i park – miało się stać odtąd siedzibą świetnie wówczas prosperującej firmy Szpryngla, kandydata na Sejm. Biznesmenem już był, pieniędzy miał pod dostatkiem, teraz zapragnął zostać mecenasem. Inwestor w ciągu dwóch pierwszych lat naprawił zarwany dach, odnowił elewację, wyremontował pierwsze piętro zamku oraz oficynę, w której zamieszkał, wykonał instalację odprowadzającą wodę. Z ministerstwa kultury, które obiecywało właścicielom zabytków, zgodnie z ustawą, zwrot do 23% poniesionych kosztów ich restauracji, Szpryngiel nie dostał prawie nic, bo z zatwierdzonych w ministerstwie 17 miliardów starych złotych otrzymał zaledwie 400 milionów.
Huczne bale sylwestrowe w sali balowej, koncerty dobroczynne, stadnina dla młodzieży, krajowy zlot syrenek – imprezy, które dla władz regionu i okolicznego ludu organizował bogaty „pan na Niemodlinie” najpierw dodawały sponsorowi splendoru, ale wkrótce stały się solą w oku w biednym środowisku miasteczka. Gdy pewnego dnia UKS zabiera mu bezprawnie wszystkie dokumenty firmy na osiem miesięcy, losy Szpryngla toczą się odtąd jak lawina – w dół. Zanim wygrał w NSA, firma upadła. Wczorajsi goście byli przyjaciółmi, dopóki Szpryngiel miał zdrowie, gest i kasę.
„Hrabia” – takie nadało mu miasto przezwisko, zamknął zamek na kłódkę. Chory, zadłużony, zgorzkniały, przytłoczony balastem nie do udźwignięcia i „sam sobie winien” – w niesławie zapisał się w pamięci mieszkańców i władz Niemodlina. Inaczej w pamięci Praschmów – ostatnich właścicieli zamku. Korespondencje, odwiedziny w Niemodlinie Praschmów z Niemiec, Miami, Johannesburga, i radość, że udało się uratować choć resztki majątku, który niemiecka rodzina musiała zostawić Polsce w 1945 roku.
A wracając do zamku - czy obiekt miał pecha czy szczęście, że przez 16 lat miał darmowego stróża - oceni historia.
Docenili obcy
Najgłośniejszą w Polsce promocję Niemodlina wykonały nie służby gminy, ale Jan Jakub Kolski, wybierając rok temu właśnie ten zamek na potrzeby planu zdjęciowego do filmu „Jasminum” – w rolach z Gajosem i Lindą. Magiczna sceneria zamczyska, kaplicy, podziemi doskonale nadawała się na scenerię średniowiecznego klasztoru kamedułów, gdzie mieszkali mnisi, pachnący czereśnią czeremchą i śliwą. Prapremiera odbyła się wiosną w Sandomierzu podczas III Festiwalu Filmów Niezwykłych. Film wszedł w maju na ekrany kin, a we wszystkich komentarzach prasowych pojawia się nazwa „Niemodlin”.
Zamek w Niemodlinie, położony 8 km od zjazdu z autostrady A-4, na uczęszczanej trasie w Kotlinę Kłodzką, do Czech i na Bawarię, idealnie nadaje się na hotel i regionalne centrum kongresowe. Tak planował Szpryngiel, jego koncepcję przejął nowy właściciel: Instytut Postępowania Twórczego, związany z Wyższą Szkołą Humanistyczną w Łodzi. Instytut kupił w marcu zamek razem z jego zarządcą, Bogdanem Szprynglem.
Informacje dla turysty
W Niemodlinie można zjeść w rynku w pizzerii Primaver, przenocować w motelu Domino.
Przez miasto prowadzą 2 szlaki rowerowe: przez Bory Niemodlińskie oraz Szlak Martyrologii Jeńców Wojennych. Rekreacja: basen odkryty w Lipnie.
Największą atrakcją w tej okolicy, oprócz zamku, jest 200-hektarowy zespół przyrodniczo-krajobrazowy w pobliskim Lipnie na bazie parku angielskiego założonego przez Jana Nepomuka Karola Praschmę.
Dobrze przygotowana trasa dydaktyczna, oznakowane drzewa z informacjami o ich wieku i pochodzeniu, stawy z rzadkimi gatunkami ptactwa wodnego – stawiają tę okolicę do rangi jednej z najbardziej atrakcyjnych w powiecie opolskim. W parku odnajdziemy wykonaną z kory kapliczkę pustelnika, romantyczne źródełko Fryderyka, wyspy i kanały. W ogrodzie dendrologicznym pielęgnowane są unikatowe drzewa i krzewy, sprowadzone tu przez Praschmę z całego świata: cisy, cyprysy, ambrowiec amerykański, azalia japońska, kalmia, mahonia. Zachwycają zwłaszcza wiosną, kiedy kwitną: różanecznik i 200-letni tulipanowiec.
Ogrodem opiekuje się Technikum Leśne w Tułowicach
O zamku w Niemodlinie i parku w Lipnie ani o filmie Kolskiego nie znajdziemy podstawowych informacji na stronie urzędu gminy (www.niemodlin.pl)
Przydatne adresy:
www.niemodlin.net
www.niemodlin.terramail.pl
www.rower.sport.opole.pl
Zwiedziliśmy już Moszną, a w niej najbardziej malowniczą rezydencję naszego regionu, pora wybrać się do Otmuchowa. Tam obejrzymy jedyny obiekt na Opolszczyźnie, który rzeczywiście najbardziej przypomina wyglądem „prawdziwy zamek”.
Wzniesiona na granitowym wzgórzu, warowna rezydencja biskupów wrocławskich, niegdyś kryła ich potężne skarby i udzielała schronienia przed wrogami, dziś gości turystów – znajduje się tu hotel i restauracja. Otmuchów, miasto słynące z organizowanego w lipcu „Lata Kwiatów” leży na trasie Opole-Kłodzko-Praga, 13 km na zachód od Nysy. Każdy, kto jedzie na Opolszczyznę z Bawarii przez Czechy – poznaje charakterystyczną sylwetkę zamku, którego dzieje wiążą się także z osobą Wilhelma Humboldta -jednego spośród najznamienitszych uczonych i polityków w historii Prus.
Castellum Otomochov - gród kasztelański w Otmuchowie istniał już w XII wieku, wiemy z bulli papieża Hadriana IV. Zniszczony przez Tatarów w roku 1241, został odbudowany już po czterech latach i figuruje w zapisach kronikarskich jako „castrum”. Nadal jest wiek XIIII, gdy w jego murach chroni się biskup wrocławski Tomasz II przed mściwym księciem Henrykiem Probusem. W zamian za to wojska księcia niszczą zamek i fosę.
Gdy dziś turysta spogląda w głąb studni, sięgającej ponoć podnóża skały, oczyma wyobraźni widzi tajemne przejścia i skarby biskupów wrocławskich, które stały się celem napaści husytów w 1428 roku. Powtórna napaść, dwa lata później, spowodowała, iż husyci zajęli cały zamek aż na 5 lat. Wysoki okup i zniszczenia, ale przede wszystkim przeniesienie kolegiaty do Nysy spowodowało, że Otmuchów przestał pełnić rolę najważniejszej rezydencji w księstwie nyskim.
Lokowany na prawie niemieckim Otmuchów był w całości miastem biskupim. Prawa miejskie nadał mu w roku 1347 biskup Przecław z Pogorzeli. Miasto zyskało fortyfikacje i pod koniec wieku XIV stanowiło znakomity, obronny układ zamkowo-miejski.
Kilka słów „suchej”, ale ważnej historii z dziejów tego jedynego na Opolszczyźnie „klasycznego” zamku na wzgórzu: W latach 1484-85, na polecenie biskupa Jana IV Rotha, zamek poddano solidnej odbudowie w stylu gotyckim i umocniono jego fortyfikacje.
Sto lat później biskup Andreas Jerin nadaje budowli renesansowy wygląd. Powstają skrzydła zachodnie i południowe, zamykające dziedziniec wewnętrzny, jak na renesans przystało. Ozdobne sgraffito wokół okien z motywami roślinnymi i zwierzęcymi zachowały się do dziś, podobnie jak arkadowe krużganki. Wojna 30-letnia znowu burzy zamek, a biskup Karol Ferdynand Waza (syn króla polskiego Zygmunta III Wazy i brat Jana Kazimierza) odbudowuje go z ruin oraz przywraca kościołowi rangę kolegiaty. Za panowania znakomitego mecenasa sztuki, biskupa Franciszka Ludwika Neuburga zamek przybiera barokowe formy i wystrój, powstaje zamek dolny oraz barokowy kościół św. Mikołaja. Z tego okresu pochodzą tzw. „końskie schody”, którymi kaleki biskup Filip von Sinzendorf wnoszony był do komnat na lektyce.
W darze Humboldtom
Wojny śląskie spustoszyły miasto, które wkrótce przeszło pod panowanie Prus.
Nadchodzi rok 1810, a wraz z nim sekularyzacja nyskiego księstwa biskupiego. Kończy się rezydowanie na zamku biskupów wrocławskich. Właścicielami Otmuchowa są Hohenzollernowie.
W roku 1820 zamek w Otmuchowie otrzymał z rąk króla Prus, Fryderyka Wilhelma III minister baron Wilhelm von Humboldt. Był on filozofem i teoretykiem języka, filantropem, członkiem Pruskiej Akademii Nauk, współzałożycielem Uniwersytetu w Berlinie (noszącego do dziś jego imię) oraz reformatorem szkolnictwa pruskiego. Wizerunek ministra zdobi mur po lewej stronie, przed wejściem na dziedziniec.
Warto wiedzieć, że jego młodszy brat Aleksander był światowej sławy podróżnikiem, przyrodnikiem, kartografem – twórcą nowożytnej geografii fizycznej i 5-tomowego dzieła „Kosmos” – o Ziemi i Wszechświecie. To on stworzył pojęcie „pomnik przyrody”, pierwszy opisał stepy, pustynie i lasy równikowe. W roku 1829 został honorowym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie. Jego imię nosi największy na świecie lodowiec, osiem miast amerykańskich, zimny prąd morski, parki, rzeki i ulice całego świata, a także krater na Księżycu.
Wilhelm Humboldt zamieszkał w położonym u podnóża góry zamku dolnym. W 1828 roku o połowę zmniejszył kubaturę zamku, burząc jego zniszczone fragmenty. W ich miejscu założył ogród.
W roku 1929 prawnuk barona, Bernhard von Humboldt-Dachroedoen zmuszony był sprzedać zamek państwu, co się wiązało z budową zbiornika retencyjnego na Nysie Kłodzkiej i konieczności zatopienia dóbr Humboldtów pod największe jak na owe czasy jezioro Niemiec, zwane „śląskim morzem” (Jezioro Otmuchowskie). Zamek służył odtąd jako hotel.
W roku 1945 zamek nie legł uszkodzeniom.
Dawniej i dziś
Po wojnie obiekt przejął Fundusz Wczasów Pracowniczych. Obecnie jest własnością komunalną, znajduje się w nim hotel i restauracja. Organizowane są „huczne” wesela przy strzałach armaty, stojącej na dziedzińcu i rozmaite imprezy komercyjne.
Zamek w Otmuchowie można zwiedzać grupowo po wcześniejszej rezerwacji. Niewiele w nim pozostało z dawnego wyposażenia, ale parę ciekawostek tu jest. W dawnej sali rycerskiej zachował się kominek. Można do niego wejść i skryć się za tęgimi drzwiami. To taki tajemny biskupi podsłuch – wyjaśnia przewodnik. Jest też cela głodowa, podziwiać można stare, malowane belki na stropach komnat.
W położonym poniżej zamku dolnym mieści się siedziba Urzędu Miejskiego.
Za panowania w Otmuchowie biskupa Jakuba Salezy wybudowani w mieście renesansowy ratusz. Ozdabia go fragmentarycznie zachowane sgraffito i XVI-wieczny zegar słoneczny, który zwykło się określać zegarem Paracelsusa – na cześć szwajcarskiego medyka, który według mało wiarygodnego podania, miał wybawić miasto przed zarazą.
Nie można zwiedzać Otmuchowa, omijając niezwykle piękny, dwuwieżowy kościół o budowie emporowo-halowej, wzorowany na kościołach Pragi.
W kościele zachwycają barokowe freski szwedzkiego malarza Carla Dankwarta i obrazy „śląskiego Rembrandta”, Michaela Willmanna. W ołtarzu – obraz przedstawiający patrona bazyliki, św. Mikołaja, chroniącego rozbitków.
Wędrując z Otmuchowa na południe (niebieskim szlakiem), w kierunku jeziora Nyskiego, mijamy Zwierzyniec, a w nim eliptyczny pałacyk myśliwski z początków XVIII wieku, zbudowany przez architekta Michaela Kleina na zlecenie biskupa Franciszka Ludwika – obecnie własność prywatna.
W okolice Otmuchowa warto wybrać się rowerem. Wówczas dopiero poznawanie walorów ziemi otmuchowskiej nabiera smaku przygody. Rowerzystom dobrze służy oznakowana
międzynarodowa cyklotrasa Lądek-Zdrój-Javornik-Paczków-Otmuchów.
W Otmuchowie można zjeść w zamkowej restauracji oraz w rynku. Ale, gdy już zawitaliśmy nad „śląskie morze”, to proponuję też podjechać parę kilometrów dalej, do Ściborza. Tam, w starej łodzi, nad brzegiem jeziora Otmuchowskiego smacznie podana ryba będzie przyjemnym dopełnieniem wycieczki. W okolicy, liczne gospodarstwa agroturystyczne i campingi zapraszają na nocleg.
W Rogowie wciąż wierzą, jakoby tajemniczy tunel templariuszy, łączący ich zamek z Otmętem, Krapkowicami i strażnicą – Tempelbergiem w Obrowcu nadal istniał.
Tajemny tunel - to tylko podanie.
Po raz pierwszy nazwa „Rogow” pojawia się w 1305 roku jako wieś czynszowa biskupstwa wrocławskiego, zaś nazwiska pierwszych właścicieli Rogowa zanotowane są w dokumentach książąt opolskich: w 1339 roku – Cunado de Rogow, a w 1351- Werconis de Rogau.
W innym dokumencie, z roku 1393, w akcie sprzedaży Rogowa przez namiestnika króla węgierskiego - Herberta Panse Młodszego braciom Adamowi i Johanowi Beess, mowa o istniejącym wówczas zamku.
Badania archeologiczne prowadzone na dziedzińcu, świadczą iż budowla obronna w Rogowie istniała już znacznie wcześniej. Czyżby to średniowieczny zamek na wodzie, zbudowany tu przez templariuszy? O ich obecności w Rogowie i pobliskim Otmęcie mogą świadczyć zachowane, a typowe dla nich układy cegieł – twierdzą współcześni historycy.
Padają hipotezy, gdzie rzekomo znajdowały się tajemnicze wejścia do podziemnego tunelu. Miał on po części zostać zniszczony podczas przebudowy śluzy i kopania kanału. Jednak żadne badania nie potwierdziły podawanych przez pokolenia podań o tunelu templariuszy.
Średniowieczny zamek w Rogowie miał charakter obronny oraz związany był z pewnością z żeglugą na Odrze. Warownia z jednej strony przylegała bowiem do rzeki, z trzech stron otoczona była fosą.
W majoracie Haugwitzów
Od 1490 roku panowali tu, także w sąsiedniej Dąbrówce Górnej, hrabiowie Rogoysky z Rogoźnika na Morawach. Wiadomo, że w tamtych czasach istniał w Rogowie zamek obronny z prostokątną wieżą, zbudowany na stromej, odrzańskiej skarpie.
Około 1620 roku powstała wieża wschodnia oraz dwa skrzydła. Krużganki w stylu renesansu zostały dobudowane znacznie później. Po śmierci Stefana Rogoyskyego (wiek XVII) Rogów posiadła rodzina Wrbsky. Zadłużony i zaniedbany – nabywa podczas licytacji w roku 1757 hrabia Henryk Adolf von Roedern z Krapkowic.
Po jego śmierci, 10 lat później, zamek nabywa hrabia Karol Wilhelm von Haugwitz. Odtąd Rogów przeżywać będzie swój renesans. Haugwitzowie utworzyli ze swych majątków majorat, obejmujący Krapkowice, Rogów Opolski, Stradunię, Żywocice, Górażdże, Ścinawę, Ligotę Bialską. Byli oni ważnymi graczami życia politycznego w państwach austriackim, pruskim i duńskim. Syn Karola, Kurt, członek Loży Masońskiej, został w czasach napoleońskich premierem pruskiego rządu. Kurt dobudował klasycystyczne skrzydło północne oraz założył modny na owe czasy angielski park krajobrazowy, doskonale komponujący się z pradoliną Odry. Również wtedy usypany został wał przeciwpowodziowy między Rogowem a Krapkowicami, powstała służąca do dziś śluza na Odrze. Zamek w Rogowie Opolskim pozostał w rękach Haugwitzów aż do 1945 roku. Ostatnim właścicielem zamku był Heinrich, zmarł w 1932. Heinrich nie mieszkał w Rogowie, ale na zamku w Krapkowicach, które były główną siedzibą majoratu. Rogów służył mu jako rezydencja letnia.
Po jego śmierci Rogów należał do przedstawicieli duńskiej linii Haugwitzów, jednak oni także nie zamieszkiwali zamku.
Haugwitzowie spoczywali do 1945 roku w rodzinnym mauzoleum, położonym na parkowym wzgórzu. Po II wojnie światowej 9 trumien ze zwłokami hrabiów wywieziono na krapkowicki cmentarz.
Zbiory specjalne
Po II wojnie światowej podniszczony i rozkradziony zamek przejęło Państwowe Gospodarstwo Rolne. Umieszczono w nim świetlicę i przedszkole, potem magazyny zbożowe. Zrujnowany obiekt w roku 1965 przejęła Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Opolu. Po przeszło dziesięcioletniej przebudowie zamek oddano do użytku.
Zamek w Rogowie Opolskim położony jest na uboczu wsi, w dobrze utrzymanym parku, założonym przez Haugwitzów, obecnie rewitalizowanym. Zachowało się tu wiele okazów starodrzewia: miłorząb japoński, tulipanowiec amerykański, dąb burgundzki.
W zamku mieści się Oddział Zbiorów Specjalnych i Zabytkowych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Opolu. Jest tu wiele bezcennych pergaminowych rękopisów, starodruków, map i grafik: „Kronika Śląska” Jakuba Schickfusa wydana w Lipsku w 1625 roku, będąca jednym z najstarszych opisów naszego regionu, łaciński „Mszał Wrocławski” wydany w Bazylei w 1519 roku. W dziale kartografii najcenniejszym eksponatem jest mapa drzeworytowa Śląska z roku 1545, wykonana przez Sebastiana Ümstera. W zamku zachował się list od lorda Georga Gordona Byrona, napisany do hrabiego Haugwitza. Jest tu tez korespondencja, jaką hrabiowie Kurt i Paul utrzymywali niegdyś z możnymi arystokratami i politykami Europy. Rogowskie skarby można oglądać codziennie, także w dni świąteczne od 9.00 aż do zmroku. Aby przeczytać stare druki i skorzystać z zamkowej czytelni, należy się wcześniej umówić telefonicznie: 077-4672108.
W roku 2005 biblioteka rozpoczęła kapitalny remont zabytkowego obiektu. Aktualnie trwają jeszcze prace wykończeniowe i wyposażanie wnętrz. Od jesieni odrestaurowana sala balowa służyć będzie regionalnym konferencjom naukowym. W najstarszej części budynku, pochodzącej z XIV wieku, służącej dotychczas jako biblioteka wiejska – utworzono wystawę stałą, ukazującą rozwój książki: od papirusu przez tabliczki gliniane do księgi z XVIII wieku.
Są tu też eksponaty odnalezione podczas prac archeologicznych: skorupy, groty strzał, kafle renesansowe. Restaurowana jest także XIX-wieczna kaplica grobowa Haugwitzów (pusta), trzy tarasy widokowe i ogrodzenie zamkowe.
Do powodzi w 1997 roku istniała w pobliżu dziedzińca kamienna płyta, opatrzona napisem w języku francuskim: „Wszystkie twe grzechy są zmazane. Niech cię nic nie niepokoi”. To pamiątka pochówku bezimiennego oficera z czasów kampanii napoleońskiej.
U podnóża zamku utworzono przed laty małe lapidarium, które tworzyły fragmenty barokowych rzeźb, m.in. „Cztery pory roku” Hartmanna pochodzące z parku w Biestrzykowicach. Odrestaurowane przez Rafała Rzeźniczka posągi zdobią obecnie wzgórze uniwersyteckie w Opolu.
Informacje dla turysty
Rogów Opolski, nazwa niemiecka: Rogau, gmina Krapkowice.
Dogodny dojazd z drogi nr 45 Opole-Krapkowice, w pobliżu - węzeł autostrady A-4.
W sąsiedztwie: zamek w Krapkowicach i pałac w Dąbrówce Górnej
Wkrótce w Rogowie Opolskim obok zamku można będzie zanocować: w Domku Kawalera biblioteka urządza kilka pokoi z łazienkami na potrzeby spotkań konferencyjnych i naukowych. Gastronomia w Rogowie Opolskim: restauracja przy stacji benzynowej „Lotos”.
We wsi – zabytkowy, wczesnogotycki kościół z elementami renesansu – pod wezwaniem św. Filipa i Jakuba.
Agroturystyka w pobliżu: Gwoździce, Zimnice Małe, Odrowąż. W Gwoździcach: klub fitness i odnowy biologicznej, pokoje gościnne.
Przez Rogów Opolski nie przebiegają trasy rowerowe, planowany szlak zaznaczony jest na mapie tras Euroregionu Pradziad „Dorzecze Osobłogi”.
Dla większych grup turystycznych - gastronomia i noclegi - Krapkowice: w zajeździe przy rondzie.
Informacje w internecie: www.e-promocja.net, strony gminy Krapkowice (www.krapkowice.pl) nie polecam, bo nie ma na niej informacji o historii i turystyce.
Pałac w Siestrzechowicach powstał dlatego, że znajduje się w tym miejscu wyjątkowo zdrowa woda. Od kilku lat „święte źródło” wybija w piwnicach pod komnatami, ale mało kto o tym wie.
Pałac w Siestrzechowicach nie zdobi opolskich folderów, bo to ruina. Jednak zachowane przez setki lat polichromie z herbami niemal wszystkich śląskich rodów szlacheckich – owszem, widnieją w przewodnikach po Opolszczyźnie. Odnowione w latach 80-tych, są wyjątkowo cenne i piękne.
Warto je zobaczyć nie tylko na wydruku. W tej samej kaplicy, gdzie znajdują się freski, stał jeszcze w latach 90-tych gotycki ołtarz. Z inicjatywy Opolskiej Kurii Biskupiej, został stąd zabrany. Odrestaurowany, ozdobiony złoceniami i figurami: św. Jacka, bł. Czesława i Bronisławy, można podziwiać w kaplicy św. Jacka przy sanktuarium w Kamieniu Śląskim.
Dojście do pałacu w Siestrzechowicach, a właściwie do jego ruin, nie jest łatwe. Teren pomiędzy spółdzielnią produkcyjną a pałacem został wydzielony w latach 70-tych tak nielogicznie, że głównego wejścia właściwie nie ma. Zresztą, zwiedzać tego obiektu nie wolno, bo renesansowa rezydencja Andreasa Jerina jest po latach socjalistycznego upaństwowienia ponownie własnością prywatną. Aktualny właściciel (od niespełna roku), Polak mieszkający w Australii, zaczął remont ruiny od prac geodezyjnych i czyszczenia terenu wokół obiektu oraz zabezpieczania powyrywanych z futryn okien. W tym roku pałac ma być zadaszony. Jest nadzieja, że po 30 latach zaniedbań nareszcie podźwignie się z ruiny.
Rezydencja z kolekcją herbów
Powstanie pałacu w tej miejscowości wiąże się z panowaniem w księstwie nyskim biskupa wrocławskiego Andreasa von Jerin. Przybył na Śląsk z Riedlingen, biskupem wrocławskim został w 1586 roku. Zasłużył się szczególnie w księstwie nyskim jako wybitny mecenas kultury i sztuki. To dzięki niemu został przebudowany w stylu renesansu pałac biskupi w Nysie i zamek w Otmuchowie.
Dobra w Siestrzechowicach koło Nysy zakupił biskup w roku 1592 roku dla swojego siostrzeńca - Andreasa von Jerin- sędziego dworskiego ks. nyskiego i jego żony Barbary von Metzger. Wcześniej, w połowie XVI wieku, majątek był własnością Macieja von Logau, od roku 1557 zarządzał nim Joachim Daniel von Hannsdorf, następnie Adam von Nimptsch i Wolf Dietrich von Falkenhayn, od którego odkupił go biskup Jerin.
Sędzia Andreas w latach 1593-94 zbudował tu swoją rezydencję. Powstała na planie rozległego prostokąta, z typowym dla renesansu dziedzińcem wewnętrznym z krużgankami. Główne wejście znajdowało się od strony północnej i ozdobione było herbem Jerinów: gryfami, symbolizującymi potęgę oraz połączenie cech boskich i ludzkich.
Andreas von Jerin zmarł 16.05.1622 roku. Pałac należał do jego potomków do roku 1730. Siestrzechowice, wraz z sąsiednimi miejscowościami nabył wówczas Jan Krzysztof baron von
Strachwitz. Kolejnym właścicielem został jego krewny, biskup wrocławski- Franciszek Ludwik von Strachwitz, który przekazał pałac wraz z majątkiem na rzecz szpitala biskupiego w Nysie (1743).
W początkach XX wieku w trakcie remontu kaplicy pałacowej odkryto na sklepieniach i ścianach unikalne freski z herbami urzędników księstwa Nyskiego. Na jedenastu polach sklepienia odnaleziono 65 herbów, a na ścianie południowej – 14 kolejnych; wszystkie z imieniem, nazwiskiem i określeniem pełnionego urzędu.
Freski powstały za czasów rezydowania tu sędziego Andreasa von Jerin. Zaczęto je malować pomiędzy 1594 a 1596 rokiem, a zakończono w początkach XVII wieku.
Wśród herbów znajdujemy herby prawie wszystkich wybitnych rodów szlacheckich zarówno z Dolnego i Górnego Śląska.
Ekwiwalent ze śmierdzącą wodą
Pałac w Siestrzechowicach otacza niewielki park, założony na dawnych fortyfikacjach. Jest położony w malowniczym miejscu w pobliżu wałów Jeziora Głębinowskiego, zbudowanego tu w 1971 roku. Dzieci repatriantów, powojennych mieszkańców Siestrzechowic – niemieckiego Grunau, bawiły się w przedszkolu, urządzonym w nie zniszczonym po wojnie pałacu. PGR, do którego należał obiekt, urządził tu też świetlicę i mieszkania pracownicze.
W parku rosły graby, wiązy, rododendrony.
Gdy PGR się wyprowadzał z obiektu i wykwaterowywał mieszkańców, zostały „przy okazji” powyrywane wszystkie podłogi, zerwany dach i więźba: zniknęło z pałacu wszystko, co się udało wywieźć. Pusty i zdewastowany obiekt przejęła spółdzielnia rolnicza z Białej Nyskiej. Pałac otrzymał nowy dach z blachy miedzianej. W latach 90-tych obiekt otrzymał od skarbu państwa w ekwiwalencie za mienie zabużańskie architekt Marek Paprocki z Prudnika. „Uszczęśliwiony” zabytkiem, stanowiącym współwłasność jego i brata, nie poradził sobie z remontem i utrzymaniem obiektu. Przez 8 lat pałac stanowił własność prywatną, ale stał pusty i niezabezpieczony. Zniknął w międzyczasie nowy, miedziany dach.
5 lat temu właściciel zlecił zbadanie wody z pałacowej studni, co potwierdziło jego przypuszczenia, że jest to wysokiej klasy woda mineralizowana.
Pojono nią bydło, hodowane w spółdzielczych oborach. Ale że była, jak powiadają mieszkańcy wsi, „zażelaziona, śmierdząca” i szkoda było krów, zaniechano korzystania ze studni. Odtąd źródło znalazło sobie inne ujście: nieustannie wybija w piwnicy jednego z pałacowych skrzydeł. Przez okno piwniczne widać, że całe pomieszczenie jest zalane przejrzyście czystą wodą.
Rok temu bracia Paproccy sprzedali swój „ekwiwalent” łodzianinowi, mieszkającemu w Australii za 70 tysięcy zł. Pałacu im nie żal. Ale żal „świętego źródła”, o którym w międzyczasie dowiedzieli się z opowieści dawnych mieszkańców przedwojennego Grunau.
Architekt z Prudnika opowiada, że przed wiekami były tu aż cztery studnie: dwie w środku pałacu i dwie na zewnątrz. Woda z Grunau miała właściwości zdrowotne, podobno była tu butelkowana i sprzedawana.
Czy źródło wody z Siestrzechowic stanie się kolejną atrakcją Opolszczyzny, dowiemy się za parę lat, jeśli panu Brzozowskiemu, nowemu właścicielowi pałacu uda się znaleźć i odtworzyć zasypane studnie i doprowadzić zabytek do stanu sprzed wieków.
Informacje dla turysty
Siestrzechowice, gmina i powiat Nysa, wieś położona na południowym brzegu Jeziora Głębinowskiego, w pobliżu drogi krajowej nr 46 Gliwice-Kłodzko, między Kałkowem a Białą Nyską. We wsi, figura św. Jana Nepomucena z 1779 roku.
Trasa rowerowa nr 9, oznaczona kolorem pomarańczowym.
W pobliżu: bogata baza gastronomiczna i noclegowa w Nysie, baza rekreacyjno-wypoczynkowa i gospodarstwa agroturystyczne w Skorochowie.
Parafia Koperniki: wieś, z której wywodzą się przodkowie astronoma Mikołaja Kopernika. Jezioro Głębinowskie: żeglowne, bogate w ryby: sandacz, szczupak, okoń.
Informacji o pałacu w Siestrzechowicach nie ma ani na stronach internetowych Nysy, ani powiatu nyskiego.
W ostatnim odcinku cyklu o zamkach i pałacach Opolszczyzny opowiem o rezydencji, która zniknęła z pejzażu 40 lat temu. Pozostała brama i pawilon w ogrodzie. Takich pustych miejsc jest w regionie kilkadziesiąt.
Wiek XIII. W miejscowości Slawecici, położonej w samym sercu księstwa opolskiego istniał już zamek Książąt Opolskich.
Miasteczko, dotąd konkurujące z sąsiednim Ujazdem, zaczęło odgrywać coraz mniejszą rolę wskutek podziału księstwa opolskiego. W granicach mało znaczącego księstwa kozielskiego znalazło się na marginesie „wielkiej polityki”. Władali nim książęta bytomsko-kozielscy, następnie oleśniccy, od których odkupił Sławięcice Jan Bielik Kornic. Po jego śmierci (przez ścięcie) i konfiskacie majątku, miasto zostało zakupione przez księcia Mikołaja II oraz Jana II Dobrego i przyłączone do księstwa opolskiego. Po śmierci ostatniego Piasta Jana II Dobrego dobra sławięcickie stały się własnością królewską. W 1558 roku wydzierżawił je Wilhelm von Oppersdorff, a w roku 1606 zostały sprzedane Johanowi Bohuszowi von Zwole. W XVII wieku majątek często zmieniał właścicieli. Lata 1678-1702 – panuje tu Anna Helena von Henckel. Po śmierci jej wnuka, Leona Ferdynanda von Henckel, Sławęcice zostały sprzedane hrabiemu Jakobowi Heinrichowi von Fleming. Dwa lata później nabył je hrabia Adolf von Hoym.
W rękach książęcego rodu Hohenlohe
Nowy rozdział w historii Sławięcic rozpoczął się, gdy Amalia Luisa Marianna Charlotte von Hoym wyszła za mąż za Fryderyka Ludwika księcia von Hohenlohe-Ingelfingen. Sławięcicie stały się rezydencją książęcą, a sąsiednia Bierawa – siedzibą zarządu olbrzymiego majątku Hohenlohe. Ich dobra obejmowały: Sławięcice, Bierawę, Łęg, Smolnicę, Leboszowice koło Gliwic, Lasowice Wielkie, Lasowice Małe. Posiadali 10 kopalń węgla, 3 kopalnie cynku, liczne huty żelaza, stali, cynku, młyny parowe. Za czasów panowania księcia Hugo von Hohenlohe-Ingelfingen, górnośląskiego magnata, przodującego w produkcji cynku, od roku 1861 księcia Ujazdu, rezydencja w Sławięcicach odgrywała olbrzymie znaczenie na mapie regionu. Książę Hugo zbudował tu szpital (stoi do dziś), w którym pracował w latach 90-tych XIX wieku późniejszy noblista Robert Koch – odkrywca prątka gruźlicy.
Stary, zbudowany w XVIII wieku pałac spalił się od uderzenia pioruna.
Nowy, okazały zamek w Sławięcicach, znany dziś tylko z przedwojennych widokówek, zbudował książę August, żyjący w latach: 1890-1960.
W czasie III powstania śląskiego w zamku „rezydowali” powstańcy. Rodzina Hohenlohe wyjechała wówczas ze Śląska. Po powstaniu książę August Hohenlohe wrócił z rodziną do Sławięcic. Wyjechali w roku 1943 na Węgry, stamtąd do Badenii-Wirtembergii. Książę August zmarł w roku 1960. W zamku został tylko senior rodu, Johann Hans. Zmarł wkrótce po ewakuacji, w roku 1945.
Po wojnie w zamku urządzono szkołę zawodową. Stał jeszcze w latach 50-tych. Dziś nie ma w Sławięcicach śladu o olbrzymiej rezydencji księcia Hohenlohe – oprócz bramy wejściowej na teren rezydencji. Dlaczego pałac musiał zostać rozebrany? Krążą różne wersje. Materiał budowlany i wyposażenie przydatne było w latach 50-tych każdemu: i przy budowie hotelu „Centralnego” i technikum chemicznego. I do gabinetów, i do okolicznych mieszkań.
Książę Kraft odwiedzi powiat
W dniach od 11-14 września na zaproszenie starosty Józefa Gismana w powiecie kędzierzyńsko–kozielskim gościć będzie pięcioosobowa delegacja z powiatu Hohenlohe w Badenii Wirtembergii W skład delegacji wejdą: starosta Helmut Jahn, zastępca Hans-Günter Lang, skarbnik Dietmar Striffler oraz książę Kraft zu Hohenlohe-Oehringen wraz z małżonką Katheriną von Siemens.
Książę Kraft przyjechał do Sławięcic po raz pierwszy rok temu, by wziąć udział w Światowym Spotkaniu Byłych i Obecnych Mieszkańców Sławięcic.
Gdy opuszczał Sławięcice w roku 1943, miał 10 lat. W Niemczech, w powiecie Hohenlohe książę posiada fabrykę, wytwarzającą części elekrotechniczne oraz ekskluzywny hotel i winnice. Jego małżonka, Katherine von Siemens jest córką byłego dyrektora generalnego koncernu Siemens.
Będzie to pierwsza oficjalna wizyta gości z powiatu Hohenlohe w Powiecie Kędzierzyńsko – Kozielskim. W 2005 roku czteroosobowa delegacja z Kędzierzyna-Koźla złożyła trzydniową wizytę w tamtejszym powiecie, aby nawiązać pierwsze kontakty, poznać rejon nazwany od nazwiska rodu zamieszkującego kiedyś w Sławęcicach, a także podpatrzeć pierwsze rozwiązania i wspólne punkty, które mogą stać się w przyszłości zalążkiem rozszerzenia współpracy. W powiecie Hohenlohe znajduje się szpital powiatowy, który jest zainteresowany nawiązaniem kontaktów z placówką w Polsce. Szpital w Kędzierzynie – Koźlu jest jedną z największych placówek medycznych województwa opolskiego, stąd możliwe jest nawiązanie współpracy, podobnie zresztą jak w dziedzinie oświaty ponadgminazjalnej, w tym kształcenia zawodowego.
Barbakan Fleminga
Pamiątką wielkiej historii Sławięcic pozostał niewielki, neobarokowy pawilon ogrodowy, zwany w latach powojennych „Belwederem”. Wcześniej określany był jako „Rondelschloss” albo „Flemingschlösschen”. Pawilon został zbudowany w roku 1716 na zlecenie hrabiego Fleminga. Pałacyk ma kształt barbakanu. Środkowa wieża to latka schodowa, a w przylegających do niej wokoło trzech wieżyczkach mieściły się pokoje gościnne. Po wojnie zaczęło krążyć podanie, iż pałac został zbudowany dla hrabiny Cosel, faworyty króla Augusta II, czego nigdy nikt nie potwierdził. Hrabia Fleming założył też w Sławięcicach park w stylu francuskim. Zachowały się dziś tylko aleje.
Po wojnie ten teren użytkował PGR.
Od roku 1996 sławięcicki „Barbakan” jest w rękach prywatnych.
Właściciel wywiózł stąd ponad tysiąc ton złomu po szklarniach PGR, założonych w miejscu sławięcickich ogrodów. Szef firmy Fun Art Factory opowiada: przykrył dach blachą miedzianą – miejscowi ukradli, z pomocą zatrudnionego tu stróża. Założył nowe rynny – rozebrali. Położył prąd pod ziemią, mimo srogiego mrozu tej zimy – wyszarpali kable, prądu też nie ma. Obiekt został ponownie przykryty – tym razem tańszym materiałem - papą łupkopodobną. Obecnie znów zakładany jest prąd i monitoring. W przyszłym roku pałac będzie służył jako hotelik z dwoma luksusowymi apartamentami.
***
Tym razem informacji dla turystów nie podam, bo zamku w Sławięcicach nie ma.
Wprawdzie wiele cennych elementów wyposażenia wnętrza zlikwidowano podczas remontów adaptacyjnych i niewłaściwej konserwacji, to jednak zabytkowy obiekt oddany w roku 1946 w ręce leśników prezentuje się bardzo okazale. W tułowickim pałacu mieści się internat Publicznego Technikum Leśnego.
Pałac jest położony w południowo-wschodniej części wsi. Przepływająca w pobliżu Ścinawa Niemodlińska rozlewa się w stawek naturalnie wkomponowany w rozległe, XIX-wieczne założenie parkowe. Z rezydencji do parku powadzi olbrzymi taras, ozdobiony wachlarzem kamiennych schodów i fontanną o kolistej cembrowinie. Przy zachodniej elewacji uwagę turysty przykuwa marmurowa ława z gryfami oraz brązowa rzeźba Diany. Wewnątrz zachowały się detale architektoniczne, spiralne schody, sień z arkadowymi filarami oraz reprezentacyjne sale. Sufit Sali „Myśliwskiej” dekorowany stiukami zoomorficznymi, gdzie indziej boazerie z herbami na banderolach, oryginalne parkiety i ozdobne piece kaflowe oddają piękno, przepych i urok starej rezydencji Praschmów i Franckenbergów.
W średniowieczu ziemia tułowicka należała do rodu Bischofsheimów. Na początku XVI wieku wieś Tillowitz należała do Mikołaja Dobischowskiego, w 1572 roku – do Jana Pange, właściciela Sadów koło Niemodlina. Na murze kościoła parafialnego odnaleźć można płytę nagrobną kolejnego pana na tułowickim zamku - rycerza Heinricha von Dreske, zmarłego w 1598 roku. W roku 1604 Tillowitz nabyła Polixena von Pückler z Niemodlina. Zamek należał też krótko do rektora uniwersytetu praskiego, Bernarda von Zierotin.
Era Praschmów i Franckenbergów
Wiek XVIII rozpoczyna erę panowania w Tułowicach rodu von Praschma. Hrabia Johann Nepomuk I Praschma, żeniąc się z Marią Anną Zierotin staje się właścicielem Niemodlina oraz Tułowic. To on rozwinął tułowicki przemysł: huty żelaza, młyny, ceglarnie. W roku 1813 w przyzamkowych stajniach Praschma założył pierwszą wytwórnię tułowickiego fajansu.
Jego syn, Johann Nepomuk II pięknie przebudował zamek w Niemodlinie, założył zwierzyniec i ogród botaniczny w Lipnie, który podziwiamy do dziś. Tułowice przejął drugi syn Nepomuka I, Louis, który w roku 1824 polecił przeprowadzenie przebudowy zamku na pałac architektowi z Mediolanu. Powstały wówczas łazienki pałacowe, centralne ogrzewanie, reprezentacyjna wieża i taras, a w parku egzotyczne nasadzenia, kort tenisowy, zoo, rosarium.
Louis pragnął dorównać bratu Fryderykowi, który rezydował na Niemodlinie. Zmarł w wieku 40 lat, jego majątek otrzymał bratanek z Niemodlina, Fryderyk Wilhelm.
W roku 1835 Tułowice zakupił hrabia Ernst von Franckenberg- Ludwigsdorf. W roku 1842 zainicjował tu produkcję delikatnego czarnego fajansu. Słynna na całym świecie manufaktura porcelany tułowickiej to późniejsze dzieło rodu Schlegelmilchów z Turyngii, którzy kupili zakład od Franckenberga w roku 1889. Słynna na całym świecie fabryka Schlegelmilcha, produkowała porcelanowe cacka do 23 stycznia 1945 roku, dziś cenione wśród kolekcjonerów, sprzedawane na aukcjach i pysznie usadowione w muzeach, galeriach Europy i świata. Po wojnie zakład działał jako Fabryka Porcelitu „Tułowice”.
W rękach leśników
Pałac w obecnie zachowanym stylu neorenesansowym przebudował Fryderyk Franckenberg. Po jego śmierci dobra tułowickie odziedziczył syn Konrad. W latach 30-tych majątek został po części wyprzedany oraz skonfiskowany przez rząd, bowiem Franckenberg należał do czynnych opozycjonistów Hitlera. Konrad umarł bezpotomnie w roku 1939.
Kaplica Franckenbergów i zbudowany pod nią grobowiec już nie istnieją.
W roku 1937 część obiektu odkupił przedsiębiorca z Opola i urządził w nim mieszkania lokatorskie, część przeznaczono na ośrodek szkoleniowy leśnictwa. Mieścił się tu internat dla chłopców. W czasie II wojny światowej pałac służył jako szpital wojskowy- niemiecki, potem rosyjski. Od 1946 roku pałacem opiekowało się Nadleśnictwo Tułowice. Obecnie mieści się w nim internat Technikum Leśnego. Publiczne Technikum Leśne i Liceum Ogólnokształcące tworzą Zespół Szkół, prowadzony przez opolskie starostwo powiatowe, a usytuowany w pobliskich budynkach gospodarczych. Doskonale utrzymany park, z egzemplarzami egzotycznego starodrzewia (np. sośnica japońska), założony niegdyś przez Praschmów, to efekt pracy nauczycieli i uczniów technikum – przyszłych leśników, którzy dbałości o drzewa uczą się tu w praktyce.
W rezerwacie ciszy
Tułowice, nazwa historyczna: Tillowitz, leżą w odległości 8 km od Niemodlina, na drodze krajowej 405 Niemodlin-Korfantów-Prudnik, 28 km od Opola i w pobliżu autostrady A-4.
Przy pałacu, na terenie parku krajobrazowego mieści się basen kryty oraz hala sportowa. W pobliżu – zabudowania po byłej fabryce porcelany Schlegelmilchów.
Cały obszar gminy Tułowice, położony w Borach Niemodlińskich, to chroniony kompleks przyrodniczo-krajobrazowy. Tak atrakcyjne położenie, wśród lasów, stawów, strumyków, bagien, a także zabytków współgrających ze współczesnymi obiektami edukacyjnymi i rekreacyjnymi jest magnesem dla turystyki pieszej i rowerowej. W okolicy Tułowic wytyczono i oznakowano 9 tras; mapy i przewodnik są dostępne w internecie: www.tulowice.pl oraz w Gminnej Bibliotece Publicznej. Okolice Tułowic, obszar historycznej Puszczy Niemodlińskiej, oddzielającej Śląsk Górny od Dolnego, to także tereny łowne, znane i cenione przez myśliwych w całej Europie.
Noclegi i wyżywienie: możliwość rezerwacji w internacie Technikum Leśnego.
Brak gospodarstw agroturystycznych.
Ludzie filmu, sztuki, sportu i biznesu lubią takie miejsca: stare pałace, parki, atmosferę lekkiego zdegradowania... W takich klimatach rodzą się wielkie idee.
Spośród wszystkich pałaców Opolszczyzny, które w ostatnich latach poszły w „dobre ręce” Zakrzów jest na pewno wyjątkowy. Przykład Zakrzowa dowodzi, że aby utrzymać zabytek w dzisiejszych czasach, wcale nie potrzeba wielkich pieniędzy. Najważniejszy jest pomysł i skoncentrowani wokół niego zgodni ludzie.
Pomysł miał Andrzej Sałacki, 12-krotny medalista Mistrzostw Polski, trener kadry narodowej w dyscyplinie ujeżdżenie. Najlepszy w Polsce i jeden z najlepszych na świecie trener, znana prezenterka telewizyjna Katarzyna Dowbor i miejsce...
Ludowy Klub Jeździecki „Lewada”, usytuowany w XIX-wiecznym pałacu, w otoczeniu parku, istnieje w Zakrzowie od 1991 roku. Klub jest członkiem Polskiego Związku Jeździeckiego i Zrzeszenia LZS. Przed frontem pałacu został usytuowany czworobok konkursowy, na wzór wiodących ośrodków jeździeckich Europy.
Od kilku lat „Lewada” zajmuje I miejsce w ogólnopolskim rankingu klubów jeździeckich. Trenujące w barwach LKJ „Lewada” złote medalistki Mistrzostw Polski Seniorów, Małgorzata Morsztyn i Żaneta Skowrońska, są obecnie najlepszymi zawodniczkami w Polsce.
Taniec z koniem
„Lewada” ma status Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w dyscyplinie ujeżdżenie.
Od roku 1998 odbywają się tutaj prestiżowe, głośne dzięki TVP ogólnopolskie „Jeździeckie Mistrzostwa Środowisk Twórczych”, od roku 2004 pod nazwą: Art Cup - „Jeździeckie Mistrzostwa Gwiazd”. Do Zakrzowa przyjeżdża około 70 osób, znanych z popularnych polskich seriali.
Nie sposób wymienić wszystkich uczestników. Są tu co roku wierni tej integracyjnej imprezie: Beata Tyszkiewicz i Karolina Wajda, Olga Bończyk, Adam Fidusiewicz, Piotr Polk, Jagna Marczułajtis, Mariusz Pujszo, Jerzy Sawka, Karol Strasburger, Marcin Troński.
Art Cup to zawody, odbywające się w trzech konkurencjach: ujeżdżenie, powożenie, skoki przez przeszkody.
Ujeżdżenie to dyscyplina olimpijska. Jest porównywana do jazdy figurowej na lodzie. Ten elegancki taniec z koniem polega na zgraniu jeźdźca i konia w jedną, harmonijną całość.
Oprócz punktowanych zawodów, w Zakrzowie w miniony wekend odbyły się imprezy towarzyszące: pokazy ujeżdżenia w damskim siodle, zaprzęgi, skoki pony przez przeszkody, pokazy sztucznych ogni, kabaret Joanny Bartel, koncert tenora Juliusza Ursyna Niemcewicza, piknik „Rozśpiewana Europa” – piknik prowadzony przez Kevina Aistona; grała Reprezentacyjna Orkiestra Wojska Polskiego, orkiestra Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej, otwarto wystawę Zenona Żyburtowicza.
Zanim do Zakrzowa przyjechał Sałacki
Wieś Zacraw pojawiła się w dokumentach w 1300 roku. Do dziś zachował się jej owalny plan, będący reliktem osadnictwa średniowiecznego. Już w 1285 istniał tu kościół pw. św. Mikołaja. Na początku XVII wieku wieś należała do rodu Oppersdorffów, następnie do Gaschinów – tak jak sąsiednia Polska Cerekiew.
Na początku XVIII wieku posiadał ją Andrzej Franciszek Zakrzewski, właściciel Ciska. Około roku 1830 – do magnata cieszyńskiego, hrabiego Larisch von Mönnich, kóry rozpoczął w roku 1898 budowę neobarokowego pałacu. Wieś miała funkcje rolnicze, zasłynęła w XIX wieku z hodowli merynosów - owiec cienkowełnistych.
Od początku XX wieku aż do roku 1945 wieś Sakrau należała do Bolka hrabiego von Halsingen. Hrabia zasłynął w pamięci miejscowych przede wszystkim dzięki ogromnej hodowli róż. W latach 30-tych, gdy wieś Sakrau przemianowano na Rosengrund, von Halsingen podarował każdemu mieszkańcowi dwa różane krzewy. Wieś wypiękniała jeszcze bardziej, ale hrabia zbankrutował. wkrótce rozpoczął kolejny biznes w swym majątku: założył szkółkę drzew i krzewów. Na polach Halsingena w latach czterdziestych XX wieku firma „Eplanta” z Berlina uprawiała zioła. Mięta z Zakrzowa miała wyjątkowy aromat. Olejarnia, oparta na ekstraktach miejscowych ziół i szyszek – produkowała oleje dla przemysłu perfumeryjnego i aptekarskiego. Założone na bazie „Eplanty” działały w Zakrzowie w latach 50-60-tych Zielarskie Zakłady Doświadczalne „Herbapol”.
W pałacu były biura zakładu.
Pałac z XIX/XX wieku, otoczony parkiem krajobrazowym jest zabytkiem. W dobrze zachowanym parku znajduje się cenny i rzadki drzewostan.
Od strony południowej pałac zdobi portyk, wsparty na ośmiu kolumnach oraz reprezentacyjny taras. Dach mansardowy z lukarnami, zabytkowa klatka schodowa – tyle pozostało po wojnie. Po roku 1945 działał tu PGR, potem Herbapol, a w latach 70-tych w pałacu mieścił się ośrodek kolonijny Huty Katowice. Huta nie inwestowała w remont pałacu ani nie wykazała chęci zakupu. Od lat 90-tych pałac w Zakrzowie wraz z 8-hektarowym parkiem jest własnością Urzędu Gminy w Polskiej Cerekwi.
Szczęśliwie się złożyło, że najlepszy trener jeździectwa w Polsce, Andrzej Sałacki, akurat w tamtych latach szukał takiego miejsca, gdzie mógłby zrealizować swoje marzenia: pragnął stworzyć własny klub jeździecki.
Pałac ma swoje wymagania: 100 ton opału na zimę, dach kryty niezbyt eleganckim pokryciem – odrapaną, czerwoną blachą, zdarta elewacja. Zabytek wymaga remontu, zwłaszcza że w od dziewięciu już lat, w sierpniowy wekend zjeżdża do Zakrzowa plejada polskiego filmu, dziennikarze, ludzie sztuki, sportu i biznesu. Aby odnowić elewację, wykonać nowy dach, okna, a także stworzyć wokół pałacu elegancki park z ogrodem, ścieżkami – potrzeba 700 tysięcy złotych. Wystarczy, aby samorząd województwa dał połowę... Gmina złoży wniosek ponownie – za rok.
Gdzie to jest
Zakrzów, nazwa niemiecka: Sakrau, gmina Polska Cerekiew, powiat Kędzierzyn-Koźle, na drodze krajowej 45, Opole-Racibórz.
Noclegi: „Lewada”
siedziba TSKN w Polskiej Cerekwi (ok. 30 miejsc noclegowych)
Gastronomia: restauracja „Zamkowa”, „Marco Polo” w Polskiej Cerekwi
We wsi: ciekawy klasycystyczny kościół z balkonami po bokach.
W odległości 4 kilometrów – siedziba gminy – Polska Cerekiew, a w niej ruiny pałacu Oppersdorffów (potem: Gaschin, Matuschka, Seher-Thoss). Podobnie jak pałac a Zakrzowie, także Polska Cerekiew stała się przed paroma laty magnesem ściągającym do gminy polskie gwiazdy. Ruiny, które niejedni chcieli „po cichu” zrównać z ziemią, są salą koncertową i teatrem. Tu odbywają się spektale reżyserowane przez Adama Hanuszkiewicza i koncerty: grali tu Konstanty Andrzej Kulka, Agnieszka Duczmal...
To magia – mówią goście Andrzeja Sałackiego. Wszyscy spotkają się tu znów za rok.
Wyniki Art Cup’ Zakrzów 2006
Kategoria ujeżdżenie:
1.Agnieszka Marek na Atylii
2.Katarzyna Dowbor na Lizie
3.Piotr Michnikowski na Japonce
Kategoria Skoki przez przeszkody:
1.Mariusz Krzemiński
2.Jagna Marczułajtis
3.Wojciech Dąbrowski
Kategoria Powożenie:
kobiety:
1.Anna Dereszowska, Iwona Guzowska
2.Izabela Bukowska, Olga Bończyk
3.Beata Sadkowska, Artur Pontek
mężczyźni:
1.Jacek Rozenek, Maurycy Drobny
2.Radek Popłonikowski, Wojciech Dąbrowski
3.Tomasz Dedek, Robert Rafałowski
To wyjątkowe miejsce na mapie i w dziejach regionu jest związane ze znakomitym rodem de Gaschin – którym pokolenia Górnoślązaków są wdzięczne za sanktuarium, klasztor i kalwarię na Górze Św. Anny.
Po raz pierwszy w dokumentach wieś Zirowa występuje w 1302 roku - papież Bonifacy VIII przyznaje dziesięcinę klasztorowi cystersów w Jemielnicy. W roku 1361 żyrowskie dobra otrzymuje Stefan Zyrowsky od cesarza Austrii za zasługi w wojnie z Turkami.
Największą rolę ród Żyrowskich odegrał w połowie XVI wieku, gdy Jan Zyrowsky, właściciel Szczepanowic koło Opola był starostą księstwa opolskiego, a Jerzy Zyrowsky, właściciel Żyrowej – starostą księstwa strzeleckiego. Inny Zyrowsky, także imieniem Jan, pan Skorowa koło Olesna – był starostą okręgu Olesna i Lublińca. Ostatnim właścicielem Żyrowej był od 1620 roku Georg Fryderyk Zyrowsky – skazany przez cesarza Ferdynanda II za zdradę stanu na dożywotnie więzienie (1629). Jako protestant stanął po stronie Czech w wojnie trzydziestoletniej. Jego majątki w Żyrowej, Krępnej, Oleszce i Jasionie zostały skonfiskowane i sprzedane, a rodzina wygnana.
W pobożności
W 1631 roku Żyrową, Porębę i Górę św. Anny odkupił od cesarza za symboliczną kwotę hrabia Melchior Ferdinand de Gaschin, podkomorzy cesarsko-królewski i starosta księstwa opolsko-raciborskiego. Trzynaście lat (1631-44) trwała budowa okazałej, wczesnobarokowej rezydencji, zaprojektowanej w stylu włoskim. W latach: 1781, 1899, 1904-11 pałac był rozbudowywany i restaurowany.
O Żyrowej i posiadających ją Gaschinach należy pamiętać przede wszystkim dlatego, że to oni stworzyli na świętej górze Górnoślązaków wszystkie budowle sakralne, które służą odtąd modlitwie, ruchowi pątniczemu, a także turystycznemu.
Zaczęło się w roku 1655, gdy bardzo pobożny hrabia Melchior sprowadził na Górę franciszkanów, oddając im w opiekę tamtejszy drewniany kościółek. Wkrótce Melchior ufundował franiszkanom klasztor. Zmarł bezdzietnie w pałacu w Polskiej Cerekwi. Jego olbrzymi majątek przejął 22-letni bratanek Adam Franz Leopold. Posiadł jednocześnie aż pięć śląskich państw: Hulczyn, Kietrz, Olesno, Żyrowa, Polska Cerekiew. Adam kontynuował dzieło wuja: postawił murowany kościół i rozpoczął w 1700 roku budowę annogórskiej kalwarii. Pracami kierował mieszkający w Opolu włoski architekt Domenico Signo, a układ kaplic wzorowany był na projekcie Kalwarii Zebrzydowskiej.
Spadkobiercą Adama, pochowanego w roku 1719 w raciborskim kościele dominikanów, został jego syn Jan Joseph von Gaschin. Jan zaczął budowę murowanego klasztoru, zaś jego najmłodszy brat dokończył dzieła. Podziwiany przez współczesnych kompleks annogórskiej kalwarii, zwanej „śląską Jerozolimą”, to dzieło życia innego z potomków tego znakomitego śląskiego rodu – Antona. Inauguracja nabożeństw kalwaryjskich odbyła się 14 września 1764 roku, w święto Podwyższenia Krzyża. Bezdzietny Anton zostawił majątek swemu leciwemu bratu Franciszkowi Jerzemu. Franciszek, żonaty z Anną Barbarą von Garnier, większość czasu spędzał w pałacu w Turawie.
Gaschinowie otwarcie występowali przeciwko Prusom i królowi Fryderykowi II.
W czasach sekularyzacji dóbr kościelnych procesowali się z rządem Prus, broniąc interesu franciszkanów. Doszło do tego, że hrabia Damian został na rozkaz króla osadzony w podziemiach opolskiego zamku, skąd uciekł dzięki pomocy wiernego sługi do Jemielnicy i Rud. Potem walczył w szeregach wojsk polskich na Ukrainie.
Podczas jednej z rewizji żyrowskiego pałacu żonę Damiana służba ukryła w studni. Tam hrabina odnalazła zapomniane tajne przejście, którym uciekła do okolicznych lasów.
Ostatnim przedstawicielem rodu Gaschinów był hrabia Ferdynand (1827-94), cierpiący na chorobę psychiczną; przeprowadził się do Austrii. W roku 1831 została sprzedana Poręba i Góra Św. Anny, a w 1852 – Żyrowa. Kupił ją poseł Królestwa Prus Max Fryderyk von Hatzfeld-Schönstein. Potem Żyrową posiadali kolejno: generał August von Nostitz, bracia Godecke, Eduard Guradze. Nie inwestowali w pałac, przez kilkanaście lat stał pusty, niszczał. Aż trafił w ręce amerykańskiego milionera, a właściwie jego córki Mary.
Wiano dla Mary
Pod koniec XIX wieku Żyrowa jest własnością pochodzącego z Kolonii rodu von Francken-Sierstorpff, rezydującego w Kopicach, Frączkowie i Jędrzejowie.
Johann von Francken –Sierstorpff (1858-1917) otrzymał Żyrową, żeniąc się z bogatą Amerykanką, Mary Knowlton. Żyrowa była prezentem ślubnym podarowanym jej przez ojca-milionera. Już wkrótce pałac stał się ośrodkiem rozrywek śląskiej arystokracji. Rozbudowa rezydencji, dokonana w latach 1904-1907 dodała manierystycznej rezydencji jeszcze większego splendoru w towarzyskim świecie. Mary wyposażyła wówczas pałac w stylowe meble i dzieła sztuki. Johann – królewski szambelan i rycerz zakonu maltańskiego otrzymał Żelazny Krzyż Zasługi II Klasy. W 1911 roku przyjechał do Żyrowej cesarz Wilhelm II na polowanie oraz w odwiedziny do hrabiego Sierstorpffa - kolegi ze studiów w Bonn.
Syn Mary i Johanna, Klemens, opuścił Żyrową w czasie dojścia Hitlera do władzy. Zmarł w Ameryce w 1944 roku. Zadłużony majątek został oddany pod zarząd komisaryczny. Jego żona Elżbieta wyprowadziła się z Żyrowej w roku 1938. Wyjechała do Ameryki wraz z córką Konstancją i synem Edwardem.
Era ZOZ-u i Remaku
Pałac służył w czasie II wojny światowej jako archiwum wojskowe III Rzeszy. Wkraczający do wsi sowieci zrabowali i zniszczyli część wnętrz, ale pałac ocalał. Pod koniec 1945 roku zorganizowano w nim dom sierot - ofiar powstania warszawskiego, potem prewentorium, który prowadził ZOZ w Krapkowicach, następnie w Kędzierzynie-Koźlu. Z powodu braku środków na dalsze funkcjonowanie prewentorium, obiekt w 1982 roku zamknięto i przez kilka lat stał pusty, bez dozoru – rozkradany i dewastowany.
16 września 1985 roku barokową rezydencję nabyło Przedsiębiorstwo Rekonstrukcji i Modernizacji Urządzeń Energetycznych „Remak” w Opolu. Pałac miał być docelowo ośrodkiem rehabiltacyjno-wypoczynkowym tej dobrze prosperującej wówczas opolskiej firmy. Remak zatrudniał w latach 80-tych 4.500 pracowników, w remontowanie Żyrowej zaangażowanych było aż 80 osób. Firma wymieniła dach, stropy, uruchomiła własną stolarnię, w której odnawiano meble. Specjaliści z Politechniki Wrocławskiej odgrzybili ściany pałacu. Finalizowano umowę współpracy z inwestorem austriackim, gdy wskutek transformacji gospodarczej w Polsce ambitne plany socjalne Remaku legły w gruzach. Wypoczynek i pola golfowe dla lasy robotniczej pogrzebał rodzący się polski kapitalizm.
W roku 1992 firma wycofała się z placu budowy. Obiekt zaczęto rozkradać: zniknęły cenne piece kaflowe, sztukaterie, centralne ogrzewanie, rynny, klepki, okna, a nawet dzwon z 1539 roku. Choć zgłaszano kradzieże policji, sprawy były umarzane. Pałac w bardzo dobrym stanie, po remoncie i zabezpieczeniu najważniejszych elementów konstrukcyjnych został sprzedany. Niestety, nieszczęśliwie.
Teren prywatny
Obecnie manierystyczno-barokowy pałac w Żyrowej jest własnością spółki „Jaga” z Sosnowca, a w rzeczywistości - znajduje się w rękach komornika Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu. Olbrzymie zadłużenia „Jagi” wobec Skarbu Państwa i brak woli przeprowadzenia aktualnej wyceny obiektu stwarza sytuację patową. Choć do urzędu miejskiego w Zdzieszowicach zgłaszają się chętni inwestorzy: z Florydy, Norwegii, na razie pałacu nie udaje się doprowadzić do stanu użyteczności.
Pałac Żyrowa to wieloskrzydłowy kompleks budowli, okalających dwa dziedzińce: pałacowy – z arkadowymi krużgankami i gospodarczy. Najbardziej reprezentacyjne jest skrzydło południowe, ozdobione trzema wieżami. Dziedzińce rozdziela przejazd z wieżą bramną.
Rezydencję okala 11-hetrowy park z okazami starodrzewia i pomników przyrody.
Niestety, zwiedzanie pałacu jest niemożliwe. Jest ogrodzony i opatrzony tablicą z ostrzeżeniem „teren prywatny”.
Z jednej strony pałac graniczy z kościołem filialnym św. Mikołaja, w którym surowy gotyk miesza się z pysznym barokiem. W kościele zachwycają XVIII-wieczne obrazy Franciszka Sebastiniego. W pobliżu pałacu stoi „studzionka” – wyjątkowa studnia z roku 1800 i kaplica przydrożna jednocześnie. Przy studzionce – dąb szypułkowy, posadzony tu przez cesarza Wilhelma II, gdy odwiedził hrabiego Sierstorpffa zimą roku 1911.
Zamiast zwiedzania pałacu...
Żyrowa to wieś w gminie Zdzieszowice, powiat krapkowicki, położona na południowym stoku Garbu Chełmskiego. Miejscowa restauracja: „Wiktoria”
W pobliżu: sanktuarium annogórskie, akwen wodny Rozwadza-Krępna, agroturystyka nad Jeziorem Srebrnym, wąwozy, lasy bukowe, rezerwat przyrody „Lesisko”. Liczne, dobrze oznakowane trasy rowerowe.
Gastronomia i noclegi na Górze Św. Anny (polecam Dom Pielgrzyma), w Zdzieszowicach, Rozwadzy (polecam: pizzeria w dawnej remizie) oraz naprawdę dobre ryby (!)„na Kanadzie” w Krępnej (należy do burmistrza Przewdzinga).
W Zdzieszowicach: kino, stadion, korty tenisowe, hala sportowa, basen i pływalnia.
W pobliskiej wsi Jasiona – koniecznie należy odwiedzić pięknie położony i utrzymany dom rekolekcyjny „Heliosz”, oferujący atrakcyjne warsztaty kulturalne, ceramiczne, taneczne, koncerty, pokoje gościnne. Jest tu też całoroczna pustelnia (nie próbowałam).
Niedaleko Żyrowej warto zobaczyć i sprawdzić, jak działa nieprzerwanie przez stulecia zabytek tutejszej techniki – czynna przeprawa promowa na Odrze między Zdzieszowicami a Mechnicą.